Słyszeliście o Rabkolandzie? To park rozrywki, który znajduje się w Rabce Zdroju. I chociaż park w tym roku obchodzi swoje 30te urodziny, ja sama dowiedziałam się o jego istnieniu bardzo niedawno i w sumie przez przypadek. Ale bardzo dobrze, że się dowiedziałam i że właśnie to miejsce znalazło się na trasie naszej tegorocznej wakacyjnej podróży.
Dlaczego się cieszę?
Po pierwsze udało nam się spędzić bardzo miły dzień. Rabkoland okazał się miejscem pełnym atrakcji w sam raz dla nas. Dużo różnych możliwości, niezbyt szybkie karuzele i niezbyt wysokie kolejki górskie. Czyli idealnie dla naszych dwóch Klusków (5 i 8 lat). Okazało się bowiem, że nasze dzieci nie są jeszcze gotowe na te najszybsze urządzenia – dowiedzieliśmy się o tym już po pierwszej atrakcji, na którą wybraliśmy „Statek Wikingów” – Kluski ledwo wytrzymały do końca, i jeszcze długo przed każdym kolejnym urządzem, pytały, czy aby nie będzie tak strasznie jak tam. Ja ze względu na chorobę lokomocyjną i mój niezbyt wytrzymały błędnik w ogóle nie przepadam ani za szaloną jazdą na karuzeli, ani w wagonikach kolejek górskich. Te większe i bardziej szalone parki rozrywki zostawimy więc sobie na przyszłość. Może chłopaki jeszcze do nich dorosną.
Zaletą jest też zdecydowanie duży wybór atrakcji – były karuzele, były kolejki górskie, były samochodziki, łódki, wielkie koło, były tematyczne place zabaw, był dom do góry nogami, a nawet najprawdziwsza „camera obscura”.
Zdecydowanym plusem jest też sama organizacja – kupując bilet wstępu, dostajemy opaskę i możemy korzystać z atrakcji do woli, bez konieczności dokupowania jakichś żetonów czy tego typu rzeczy. Żeby wejść na wybraną atrakcję wystarczy poczekać chwilę w kolejce i już. Kolejki jeśli w ogóle były, były raczej małe, choć my byliśmy w poniedziałek, więc nie wiem jak to wygląda np. w weekendy. Ta świadomość, że raz płaci się za wszystko, niezmiernie sprzyja dobrej zabawie – dzieci nie muszą ćwiczyć spojrzeń kota ze Shrek’a, a rodzice nie martwią się, że nie wystarczy już wieczorem na kolację. To znacznie ułatwia relaks.
Co prawda są w Rabkolandzie dodatkowe automaty, z których korzystać można jedynie po wrzuceniu monety, Jednak po pierwsze nie jest ich zbyt dużo, po drugie można się świetnie bawić bez nich, a po trzecie – jeśli już dziecko się uprze, to zawsze można mu zaproponować, żeby do automatu wrzuciło pieniądze ze swojej skarbonki. Ale i bez automatów jest się na czym bawić.
My spędziliśmy tam pięć lub sześć godzin i tak naprawdę wcale nam się nie znudziło, tylko po prostu nie mieliśmy już siły na dalszą zabawę.
Jakieś wady?
Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to część atrakcji jest trochę zaniedbana, mówię tu np. o kolejce przez cyrk czy farmie. Widać, że futrzane zwierzaki, które są tam główną atrakcją najlepsze lata mają już za sobą i zdecydowanie przydałoby się je przynajmniej trochę odkurzyć.
Ale ogólnie cały park sprawia wrażenie raczej zadbanego i odnawianego co jakiś czas.
Dla kogo jest Rabkoland?
Zdecydowanie dla rodzin z młodszymi dziećmi. Myślę, że tak do dziesięciu – dwunastu lat. Starsze mogą już wymagać atrakcji z większą dawką adrenaliny. Rekomendowany dolny wiek dziecka? Wydaje mi się, że już nawet dwu-trzylatki będą się tam dobrze bawić. W Rabkolandzie jest całkiem sporo atrakcji przeznaczonych dla dzieci do 110 cm wzrostu, a nawet mniejszych.
Co jeszcze warto wiedzieć?
Dla nas zaskoczeniem był trochę sam dojazd, bo żeby dostać się do parku musieliśmy przejechać przez jakieś targowisko. Zastanawialiśmy się czy w ogóle uda nam się gdzieś tam zaparkować między tymi pomidorami i ziarnem dla kur. Ale na szczęście tuż przed parkiem jest całkiem spory parking.
Warto też wiedzieć, że na terenie parku można znaleźć kilka lokali gastronomicznych, można zjeść pizzę, frytki, hamburgera czy lody. My byliśmy na pizzy. Polecam, chociaż czas oczekiwania ponad pół godziny, więc warto zamówić, zanim dopadnie nas wielki głód.
Ceny biletów i inne praktyczne informacje znajdziecie też na stronie Rabkolandu.
Kto z Was już był? Jakie są Wasze wrażenia?
Jeśli szukacie ciekawych miejsc na rodzinny wyjazd, to w najbliższym czasie postaram się napisać więcej o atrakcjach, które zobaczyliśmy na naszej tegorocznej wakacyjnej wyprawie. Może coś Was zainspiruje.
Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś z Twoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.
A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką „Od czego zacząć czytanie bloga?”