To uczucie
Znacie to uczucie, kiedy napracujecie się nad jakąś wypowiedzią na Facebooku lub w innych mediach społecznościowych, przemyślicie dogłębnie temat, który chcecie poruszyć, znajdziecie w głowie odpowiednie słowa, z nadzieją wciskacie „publikuj” i z niecierpliwością czekacie na odpowiedź… I odpowiedź przychodzi – „Rzadko to się pisze przez „rz”.”
Znacie to uczucie? Jeśli nie to albo jesteście mistrzami ortografii, albo nie macie wśród swoich znajomych zbyt wielu nauczycieli. Ja niestety znam to bardzo dobrze. Wiele razy tego doświadczałam i pewnie jeszcze nie raz doświadczę. Ale po którejś kolejnej już takiej sytuacji naszły mnie pewne przemyślenia.
A wszystko zaczęło się od tego, że zadałam w kilku grupach następujące pytanie:
„Takie pytanie. Wiadomo, że praca z dziećmi może być wyczerpująca i nie każdy ma do tego naturalne predyspozycje. Wiadomo, że łatwiej dzieci przekonać do nauki, jak nauczyciel sam jest pozytywnie nastawiony, a dzieci na sztuczny uśmiech żadko się nabierają.
Dlatego zastanawiam się, czy macie jakieś metody dzięki, którym łatwiej Wam iść na lekcję z pozytywnym nastawieniem? Metody na to, żeby cieszyć się pracą z dziećmi, uczeniem itd?
Macie jakieś takie metody?”
Zdałam je w kilku grupach dla nauczycieli – tych wczesnoszkolnych, przedszkolnych, tych od angielskiego i tych dla wszystkich. Wiecie jakie odpowiedzi dostałam? Głównie takie, że powinnam najpierw się nauczyć ortografii oraz kilka sposobów na to, jak zapamiętać, że „rzadko” pisze się przez „rz”. Co chwila pojawiał się kolejny komentarz na ten temat. Ale żadnej odpowiedzi na moje pytanie. I dopiero kiedy poprawiłam błąd, zaczęły napływać odpowiedzi na temat. (Jeśli chcecie poznać metody, które pomagają z pozytywnym nastawieniem pójść na lekcję zapraszam na mój artykuł na Juniorowo).
Ortografia najważniejsza
Nie będę się tłumaczyć ze swojej ignorancji ortograficznej, powiem tylko, że są pewne powody, dla których ortografia nie do końca jest dla mnie do opanowania. Nie o to mi tu chodzi. W całej tej sytuacji uderzyła mnie inna rzecz. Mianowicie to jak łatwo naszej grupie zawodowej (nauczycielom) pomijać wszystko poza błędami. To na nie zwracamy uwagę, ich ciągle wyszukujemy i je ciągle poprawiamy. Cała reszta przechodzi niezauważona. Dla większości nauczycieli, którzy zauważyli mój post najważniejsze było to, że w jednym miejscu zamiast „rz” napisałam „ż”. Cała reszta to pikuś – nic ważnego, nie warto nawet zwracać na to uwagi.
Mój „problem” został sprowadzony do dwuznaku. Tak jakby 100% poprawność ortograficzna gwarantowała mi entuzjastyczne nastawienie i radość z pracy z dziećmi za każdym razem, kiedy wchodzę do klasy. Czy aby na pewno?
Emocje, które stoją za błędem
W pierwszej chwili bardzo się tym nie przejęłam, przeprosiłam i liczyłam na to, że możemy już przejść do najważniejszego moim zdaniem tematu. Jednak kiedy ta sama odpowiedź pojawiała się w kolejnych wariantach, muszę przyznać, że zaczęłam się lekko frustrować. Było mi najzwyczajniej w świecie przykro, że wszyscy po kolei widzą tylko moje braki w ortografii. Odruchowo przeszło mi nawet przez myśl, żeby usunąć wpis, a następnym razem, kiedy będę miała jakiś problem – po prostu zacisnąć zęby i szukać odpowiedzi samemu. Na szczęście jestem już dorosła i jakieś tam doświadczenie życiowe mam już za sobą. Ostatecznie udało mi się tak rozwiązać sprawę, żeby planowany przeze mnie artykuł jednak powstał. Ale czy gdyby na moim miejscu było dziecko czy wrażliwy na punkcie własnego wizerunku nastolatek? Ile mało istotnych szczegółów swojej wypowiedzi musieliby poprawić, zanim usłyszałoby co mają do powiedzenia? I czy w ogóle doszło by do tego, że wysłuchano by tego, co mają do powiedzenia? Za którym razem przestaliby się starać?
Czy naprawdę naszą nauczycielską rolą jest ciągłe szukanie błędów? Ciągłe poprawianie, wszystkiego, czego się da? Dążenie do nieosiągalnej perfekcji w każdej dziedzinie?
Ja mam wrażenie, że taka droga nie prowadzi do niczego dobrego. I dziwię się tym, którzy ciągle oburzają się na dzieci i młodzież, o to że im się nie chce, że tylko siedzą w telefonach i nie mają nic interesującego do powiedzenia. Moim zdaniem zarówno dzieci jak i młodzież, mają dzisiaj naprawdę dużo ciekawych i ważnych rzeczy do powiedzenia. Tylko niestety to my nauczyciele uczymy ich, że nie warto otwierać buzi. Że nikogo nie interesuje, to co jest dla nich ważne. A każda próba otworzenia się i pokazania innym swojego wnętrza kończy się wytykaniem błędów.
A jak to było, kiedy Ty się uczyłeś?
Wiem, że większość z nas nie robi tego specjalnie. My naprawdę chcemy, żeby nasi uczniowie wiedzieli i umieli jak najwięcej. I często nam się po prostu wydaje, że jeśli nie poprawimy jakiegoś błędu zaraz, już, natychmiast to dziecko nauczy się źle i stanie się jakaś edukacyjna tragedia. Ale naprawdę – drodzy nauczyciele – postawicie się w sytuacji ucznia, któremu tylko wytyka się kolejne, mniejsze i większe błędy, pomijając całą resztę (bo i często na poprawnie wykonane zadania wielkiej uwagi się nie zwraca). Przypomnijcie sobie jak to było, kiedy Wy byliście w szkole. Pomyślcie ile czasu zajęło Wam opanowanie pewnej wiedzy i umiejętności. Wy swojego przedmiotu uczyliście się co najmniej kilka lat w szkole, potem na studiach, a potem jeszcze utrwalaliście przez 10 czy 20 lat jako nauczyciele. Dla Was wszystko jest oczywiste. Ale większość uczniów nie ma jeszcze tak ugruntowanej wiedzy, często nawet jeśli się uczą, to jeszcze wszystko im się miesza, bo najzwyczajniej w świecie potrzebują czasu, żeby ta wiedza osiadła i się ugruntowała.
Zastanówcie się, czy jakbyście teraz zaczęli się uczyć czegoś nowego: ot choćby angielskiego, francuskiego czy obsługi komputera, czy naprawdę chcielibyście żeby ciągle powtarzano Wam ile jeszcze nie umiecie? A może warto spróbować nauczyć się czegoś całkiem nowego, właśnie po to, żeby przypomnieć sobie jak to jest i przez co na co dzień muszą przechodzić uczniowie?
Uczniowie to też ludzie. Ze swoimi problemami, z tym co ich martwi, cieszy, interesuje. Nie maszyny, które mają do zrealizowania jakiś program. Pamiętajmy o tym kiedy po raz kolejny będziemy chcieli poprawić jakiś mało istotny szczegół w ich wypowiedzi.
Jeśli masz do mnie jakieś konkretne pytanie, pisz pod wpisem lub na maila nasze.kluski@o2.pl Pomogę, na ile będę umiała.
Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś ze swoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.
A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką„Od czego zacząć czytanie bloga?”