Czy dzieci powinny się więcej uczyć?

Co jakiś czas odzywają się wśród naszego społeczeństwa obawy, że nasze dzieci potrafią coraz mniej, że mniej się uczą, nie rozumieją podstawowych rzeczy, że za dużo czasu spędzają niepotrzebnie na wycieczkach, zawodach, apelach i innych tym podobnych mało istotnych rzeczach. Jakiś czas temu, jak jeszcze pracowałam w szkole państwowej, pamiętam nawet w jakimś programie informacyjnym (nie pamiętam czy były to Wiadomości, Fakty czy coś innego)  autorytety wypowiadały się na temat tego, że czerwiec w szkole to jakaś pomyłka, dzieci i tak niczego się nie uczą, bo ciągle są wycieczki, zielone szkoły i zastępstwa z tym związane. Że coś powinno się z tym zrobić, żeby nie tracić cennego czasu, który można by było poświęcić na „prawdziwą naukę”.

Z drugiej strony docierają do nas informacje, że uczniowie 7 i 8 klas spędzają w szkole nawet ponad 40 godzin tygodniowo (Newsweek). A każdy nauczyciel uważa, że godzin jego przedmiotu jest za mało, żeby można było czegokolwiek nauczyć. Nawet jeśli mówi się o tym, że w szkole nie uczą rzeczy potrzebnych w życiu i że powinno sie to zmienić, to zazwyczaj myśli się w takich sytuacjach o dodawaniu kolejnych godzin, kolejnych przedmiotów (ekonomii, wychowania seksualnego, patriotyzmu…) 

Ostatnio z ciekawości zapytałam kilkunastu nastolatków z klasy 7 o to ile mają lekcji w tygodniu. Okazuje się, że minimum 34 godziny. Dołóżmy do tego zajęcia pozalekcyjne i odrabianie prac domowych i mamy przynajmniej czterdziestogodzinny tydzień pracy. Być może pomyślałaś sobie teraz – też mi coś. Ja przecież też chodziłam do szkoły, wiem jak to wygląda. Więc po rozmowie z tymi siódmoklasistami z ciekawości zajrzałam do strarych rozporządzeń na temat ilości godzin lekcyjnych w szkole podstawowej. I chociaż nie udało mi się znaleźć pełnych danych, to np. w rozporządzeniu z 1992 roku klasy siódme miały mieć 26 godzin, klasy ósme – 28. A teraz? Klasy siódme 34, a ósme – 33. To samo dotyczy też klas początkowych: rozporządzenie z 1992 roku podaje, że klasy pierwsze mają mieć 18 godzin, a drugie i trzecie – 19. Natomiast według ostatniego rozporządzenia klasy I-III mają po 22 godziny. Niby niewielka różnica. Ale jednak. A jeszcze dodajmy do tego liczbę zajęć dodatkowych, w których wydaje mi się, dzieci też teraz uczestniczą o wiele częściej niż w latach 90tych.

Czyżby naprawdę poprawa poziomu naszego systemu edukacji zależała od tego ile godzin nasze dzieci spędzą na nauce w szkole? Im więcej, tym lepiej? Nie wydaje mi się. A  dowody na poparcie (nie tylko) mojego zdania znalazłam ostatnio w bardzo ciekawej książce „Zamiast edukacji przymusowej. Apel o przestrzeganie praw dziecka w edukacji.” I chociaż autor książki – Peter Hartkamp – mówi o szkole z perspektywy holenderskiego prawa (które jak się okazuje w kwestii egzekwowania obowiązkowej edukacji w szkole jest jeszcze bardziej restrykcyjne niż prawo polskie), to jednak większość tematów, które porusza mają odniesienie również do sytuacji naszych dzieci i naszego systemu.

im-wiecej-tym-lepiej

 

(Ilustracja z książki „Zamiast edukacji przymusowej”)

Nie przedłużając wstępu, oto kilka przykładów, które pokazują, że ilość czasu spędzonego w szkole wcale nie przekłada się na wyniki w nauce.

1) Eksperyment w Manchesterze (USA)

W latach trzydziestych XX wieku Louis P. Bénézet zaproponował, żeby w kilku szkołach w klasach 1-5 zlikwidować naukę arytmetyki. Zero słupków z dodawaniem, mnożeniem, dzieleniem, ułamkami… Wydawać by się mogło, że bez tak podstawowych umiejętności jak rozwiązywanie słupków, dzieci wyrosną na matematycznych idiotów. Tymczasem okazało się, że dzieci, których nie uczono arytmetyki do klasy piątej, na początku szóstej klasy znacznie lepiej radziły sobie z zadaniami tekstowymi, które bazowały na zdrowym rozsądku i ogólnej znajomości liczb, wag i miar niż dzieci, które uczyły się arytmetyki od klasy 1. Uczniowie, którzy brali udział w eksperymencie radzili sobie za to gorzej ze standardowymi testami z arytmetyki. Na szczęście wystarczył niecały rok, żeby pod koniec szóstej klasy wyniki w standardowych testach były takie same w obu grupach, a w zadaniach tekstowych w dalszym ciągu przewaga leżała po stronie dzieci, na których był przeprowadzany eksperyment.
Ile czasu nad książkami zaoszczędzilibyśmy naszym dzieciom rezygnując z nauki arytmetyki w klasach 1-5? Ciekawa jestem.

2) Konflikt w Danii

W 2013 roku w Danii ze względu na konflikt związków zawodowych nauczycieli i ministra edukacji duńscy uczniowie szkół średnich przez ponad miesiąc nie chodzili do szkoły. Oczywiście wszyscy byli oburzeni i obawiali się, że ten miesiąc bez szkoły odbije się na wynikach egzaminów końcowych. Jak się okazuje – miesięczne wagary zaowocowały wynikami lepszymi niż w latach poprzednich.

3) Trzęsienie ziemi w Christchurch (Nowa Zelandia)

W wyniku trzęsienia ziemi w lutym 2011 roku szkoła w miejscowości Chistchurch uległa zniszczeniu i dzieci nie mogły do niej chodzić przez cztery miesiące. Logiczne więc wydawały się obawy, o wynik dzieci zdających w tym roku egzaminy końcowe. Cztery miesiące to w końcu szmat straconego czasu. A jednak jak się okazało dzieci z Christchurch miały najlepsze rezultaty w kraju. (The Press )

Jak się okazuje nie są to przypadkowe zbiegi wydarzeń. Na podstawie wyników egzaminów PISA (najważniejsze chyba obecnie badania, których celem jest porównywanie systemów edukacjiw różnych krajach) w 2015 roku Holenderskie Centralne Biuro Statystyczne wskazało zbieżność pomiędzy krótszym czasem nauczania, a lepszymi wynikami w testach.

Czemu więc robimy wszystko, żeby nasze dzieci spędzały możliwie dużo czasu w szkole, na zajęciach dodatkochych i nad pracami domowymi? Może warto im czasem pozwolić zająć się tym, na co mają ochotę? Pozwolić porozmawiać ze sobą? „Zmarnować” trochę czasu, na coś, co z naszej perspektywy wydaje się zajęciem mało produktywynym? A nie ciągle dodawać nowe zajęcia, a później się dziwić, że dzieciom i młodzieży nic się nie chce? Że by tylko siedzieli w tych telefonach i przed telewizorami?

Czytaj też: Wypalone dzieci – czy Twojemu dziecku też to grozi?


Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś z Twoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.

A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką„Od czego zacząć czytanie bloga?”

  • Masza Sadowska-Kawka

    Pani Olu, doceniam czas włożony w wyszperanie badań, zapoznanie się z nimi i napisanie tego wpisu. Przydałoby się WIĘCEJ, O WIELE WIĘCEJ takich badań i wpisów. I żeby je pokazywać nauczycielom i rodzicom!! Moja córka chodzi na zajęcia dodatkowe, ale robi na nich to, czego nie ma w szkole i co sprawia jej przyjemność. I gdybyśmy mogły, to pewnie część lekcji szkolnych, zamieniłybyśmy na takie właśnie zajęcia (w przypadku Zu to ceramika i robotyka :-)). Pozdrawiam i życzę wielu tak ciekawych i inspirujących wpisów.

    • Bardzo dziękuję za miły komentarz:) Na szczęście co raz więcej osób pisze o takich rzeczach, co raz więcej osób bada to, w jakich warunkach mózg uczy się najlepiej, co raz więcej osób zastanawia się jaki sens ma to co robimy dzieciom w szkołach. Jest więc szansa na to, że coś się zmieni :)

    • Aleksandra Jurkowska

      Bardzo dziękuję za miły komentarz:) Na szczęście co raz więcej osób pisze o takich rzeczach, co raz więcej osób bada to, w jakich warunkach mózg uczy się najlepiej, co raz więcej osób zastanawia się jaki sens ma to co robimy dzieciom w szkołach. Jest więc szansa na to, że coś się zmieni :)

  • Kamila

    Ciekawy artykuł – moje osobiste spostrzeżenia są podobne. Jak się ma dostęp do swojej intuicji, to naprawdę nawet jako dziecko wie się, co ma się robić i czego uczyć i kiedy – napięty plan lekcji, każdy nauczyciel oczekujący, że każdy uczeń musi mieć 5 z jego przedmiotu i ciężkie plecaki nie są rozwiązaniem. Większości z tych informacji, które trzeba ogarnąć w szkole jest nieprzydatna, prace domowe zabierają życie, a człowiek zamiast się koncentrować na tym, co naprawdę go interesuje spędza czas na spełnianiu oczekiwań nauczycieli, systemu edukacji i nierzadko rodziców. W niektórych krajach nie ma prac domowych, za to jest więcej zabawy i spędzania czasu na świeżym powietrzu i wszyscy mają się dobrze.

    • Oby jak najwięcej osób miało dostęp do swojej intuicji :) Bardzo dziękuję za komentarz :)

    • Aleksandra Jurkowska

      Oby jak najwięcej osób miało dostęp do swojej intuicji :) Bardzo dziękuję za komentarz :)