Teoretycznie dzisiaj powinien pojawić się wpis z kolejnymi zabawami językowymi. Jednak ponieważ drugi raz nie mogę się do niego zmotywować, pomyślałam, że chyba pora zrobić wakacyjną przerwę. Tak więc oficjalnie ogłaszam, że do września wszystkie cykle – poza „Kluski się uczą”– zostają zawieszone, a ja będę pisać to co mi ślina na język przyniesie. Mniej więcej.
Zakaz
Zacznę od tematu na czasie, czyli coś o moim stosunku do dopalaczy i w zasadzie narkotyków. I chociaż może się wydawać, że ten temat nie ma wielkiego związku z małymi dziećmi, to jednak myślę, że ma. I to duży. Dlaczego? Moim zdaniem możemy sobie ustanawiać prawa zakazujące sprzedaży dopalaczy, sprzedaży narkotyków, sprzedaży alkoholu czy czegokolwiek. Tak naprawdę nic to nie zmieni. To, że zakażemy czegoś odgórnie wcale nie sprawi, że to zniknie z naszego życia.
Myślę, że raczej powinniśmy się zastanowić, po co ludzie, starsi i młodsi, sięgają po narkotyki i wszelkiego rodzaju substancje odurzające. Zapewne powodów jest wiele: ciekawość, chęć zabawy, potrzeba nieodstawania od grupy, potrzeba zapomnienia o przykrym dniu, odreagowania stresu, nieumiejętność radzenia sobie z życiem na trzeźwo…
W czym jest problem
Ja się tak zastanawiam i myślę sobie, że problem z narkotykami i alkoholem nie polega na tym, że istnieją. Tylko na tym, do jakich celów są wykorzystywane. Bo jeśli ktoś chce spróbować jak działa np. marihuana, spróbuje i się przekona, to co w tym złego? Okej. Być może spodoba mu się ten stan i zechce od czasu do czasu sobie zapalić. I co w tym złego, ja się pytam? Problem zaczyna się wtedy, kiedy okazuje się, że kieliszek czy joint jest dla niego jedynym sposobem na radzenie sobie z życiem, z problemami, ze stresem… Jeśli bez niego nie jest w stanie żyć sam ze sobą.
Czyli logicznie rzecz biorąc problemem jest to, że ktoś nie umie sobie radzić ze stresem, czuje się ze sobą źle, nie potrafi sprostać wymaganiom świata i sobie z tym nie radzi. Jeśli to prawda, to chyba powinniśmy zająć się takim wychowywaniem i edukacją dzieci, żeby były w stanie poradzić sobie ze swoimi problemami w inny sposób. Wydaje mi się, ale nie mam na poparcie tej tezy żadnych konkretnych badań, że osoby szczęśliwe i takie, które na bieżąco są w stanie radzić sobie z problemami, które przynosi im życie, są dużo mniej narażone na popadnięcie w nałóg. Nawet jeśli spróbują, nawet jeśli im się spodoba odmienny stan świadomości, będzie to dla nich tylko forma zabawy, a nie narzędzie do radzenia sobie z trudnościami.
Twarde czy miękkie – czy jest różnica?
Powiecie że czym innym jest marihuana, a czym innym heroina. Ok. Pewnie tak. Ale zauważcie jedno – obecnie każdy kto ma prawo jazdy może wsiąść do samochodu i zginąć lub kogoś zabić. Każdy człowiek może wsiąść do samolotu i zginąć. Skoki ze spadochronem, popisy na motorach… wiele jest rzeczy, które mogą okazać się dla człowieka śmiertelne, a których prawo nie zakazuje. Pozawala człowiekowi podjąć własną decyzję – zostajesz kaskaderem na własną odpowiedzialność. Nie miej potem pretensji do nikogo.
Nie straszyć
Może więc warto by było dać ludziom i ten wybór? Chcesz brać – proszę cię bardzo. Tylko żeby to miało sens, trzeba też wcześniej pomyśleć o odpowiedniej edukacji. Trzeba mówić o narkotykach prawdę. Mówić już dzieciom przed pójściem do gimnazjum, jak jest naprawę. Jak działają, co może się stać po ich zażyciu – bez straszenia, realnie. Bo to straszenie też jest w pewnym sensie niebezpieczne. Wszyscy straszą wielką szkodliwością narkotyków, a potem dziecko idzie do gimnazjum czy liceum, albo na studia i okazuje się, że są ludzie, którzy to biorą i żyją. W dodatku mają się całkiem nieźle, więc może i ja spróbuję. I mamy pierwszy kontakt z narkotykami, drugi, trzeci… Okazuje się, że nie jest to takie straszne jak mówili, więc idziemy w to dalej i dalej, a czujność powoli słabnie i słabnie… Czy nie lepiej by było, od razu powiedzieć jak jest naprawdę? Że tak, to jest przyjemne, bo to i to dzieje się w twojej głowie, ale dzieją się też inne rzeczy, które już nie są takie fajne. Zapewne nie uzależnisz się po pierwszym joincie, ale to nie lizak, który można sobie brać bez konsekwencji (chociaż i nadmierne „branie” lizaków może się okazać niebezpieczne dla zdrowia).
Edukujmy i pozwalajmy decydować
Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę, żeby dzieci sobie na własną rękę sprawdzały jak to jest. Chciałabym tylko, żeby już dzieci, a potem młodzież miały wystarczającą wiedzę na temat działania narkotyków (i alkoholu) i na temat tego jak sobie radzić z problemami w życiu w inny, bardziej konstruktywny sposób, żeby kiedy już osiągną wiek 18 lat mogły same o sobie decydować. Może ten wiek powinien być podniesiony, tak jak powiedzmy w Stanach do 21 lat, albo nawet 25 (bo podobno do tego czasu rozwija się mózg). Ale jak już pozwalamy ludziom o sobie decydować, to chyba mają prawo decydować również w tej kwestii. Pod warunkiem, że wcześniej damy im odpowiednią wiedzę i narzędzia do podjęcia tej decyzji.
Nie mówię już o tym, że legalizacja narkotyków pociągnęłaby za sobą zapewne lepszą kontrolę tego co jest na rynku, przez co zwiększyłaby bezpieczeństwo. A i dziura budżetowa zapewne skorzystałaby na podatkach ze sprzedaży.
Tylko żeby to działało, to z jednej strony o narkotykach trzeba by mówić prawdę i trzeba żeby przestały być tematem tabu. A z drugiej strony należałoby dołożyć wszelkich starań, żeby wychowywać i kształcić jednostki szczęśliwe, pewne siebie, potrafiące radzić sobie z problemami, czego niestety obecnie szkoła, a często i dom, nie potrafi zapewnić.
Chętnie poznam Wasze zdanie na temat tego, jak sobie radzić z problemem narkotyków i dopalaczy. Jeśli macie jakiś pomysł, proszę napiszcie w komentarzu.