Tytuł: Łap za słówka
Wydawnictwo: Egmont
Dla kogo: 10+, pod warunkiem, że dziecko ma porządne podstawy wiedzy w wielu dziedzinach, jeśli nie, to może być wymagana drobna ingerencja w zasady (nasz sposób opisany niżej).
Zasady: Gra składa się z pionków, klepsydry, notesu oraz kart. Z kart budujemy planszę, po której trzeba przejść od startu do mety. Z kart też czytamy zadania do wykonania, czyli kategorie słówek, które musimy wypisywać w notesiku, dodatkowo są też karty utrudnień, które wchodzą pod koniec rozgrywki i utrudniają zadanie graczom, którzy wysuwają się na prowadzenie np. słowa muszą mieć mniej niż 6 liter, albo słowa z równo dwoma samogłoskami. Dodatkowo każdy gracz ma sześć kart punktowych, te karty służą do zadeklarowania tego, ile słów uda się zawodnikowi przeczytać oraz o ile pól będzie się mógł ruszyć po zbudowanej wcześniej planszy.
Podstawowa zasada jest prosta – prowadzący czyta temat-zadanie z karty, przekręca klepsydrę i wszyscy piszą dopóki piasek się nie przesypie. Część druga to szacowanie tego ile z tych słów uda nam się przeczytać. Każdy z graczy w tym celu wykłada zakrytą kartę punktów i na trzy cztery wszyscy razem odkrywają. Gracz, który zadeklarował najwięcej zaczyna czytanie i tu zaczynają się też schody, bo każde słowo może być wyczytane tylko raz, więc jeśli pierwszy gracz coś przeczyta, to kolejni gracze, jeśli mają to słowo na swojej liście, muszą je wykreślić i nie mogą ich już ponownie przeczytać w swojej kolejce. Gracz, któremu uda się przeczytać zadeklarowaną liczbę słów, o tyle pól przesuwa swój pionek na planszy. Komu się nie uda, bo zbyt wiele będzie musiał wykreślić – musi zostać w miejscu.
Plusy: Dość proste zasady, po pierwszej rundzie już wszyscy wiedzieliśmy o co chodzi. Fajny sposób na ćwiczenie słownictwa i gimnastykę dla mózgu. Zasady są tak skonstruowane, że gra toczy się naprawdę sprawnie i szybko. W klepsydrze jest wystarczająco dużo czasu, żeby coś wymyślić, ale nie tyle, żeby się nudzić.
Plus też za to, że pudełko zajmuje mało miejsca. Można je ze sobą zabrać idąc do kolegi, a i na półce się łatwo mieści. Jednak żeby zagrać potrzebne jest już trochę miejsca i spokoju, więc nie jest to raczej gra, w którą można zagrać w samochodzie czy w poczekalni do lekarza.
Plus za to, że zadań jest naprawdę sporo, więc w grę można grać wielokrotnie – 48 kart, a na każdej 10 zadań. Są to też zadania z różnych dziedzin – od owoców i zwierząt, przez sport i politykę do geografii i gatunków win.
Fajnie też, że w grę można grać drużynowo, może więc być fajnym uzupełnieniem lekcji w większych grupach (ten wariant jest opisany w instrukcji).
Minusy: W odniesieniu do dziesięciolatków niektóre pytania są zbyt trudne moim zdaniem. Miasta w Hiszpanii? Pisarze? Rubryki w gazecie? Miasta gospodarze igrzysk olimpijskich? To tylko przykłady. Takich haseł, na które niejeden dorosły nie wiedziałby, co napisać jest sporo. Więc żeby zagrać, my trochę naginamy zasady. Według zasad numer zadania wybiera się bowiem już na początku gry i ten numer pozostaje do końca, aż do mety. My musieliśmy jednak wybierać z odkrytej karty zadanie, na które chłopaki też mogliby coś napisać, bo inaczej oddaliby puste kartki. Dlatego osoba prowadząca czytała wyszstkie zadania z kartki i wybierała to, jej zdaniem, najlepsze.
Nie wiem na ile jest to minus, ale zaznaczę też, że gra jest raczej dla osób na tym samym poziomie. Jeśli rodzic chce grać z dzieckiem, to musi się przygotować na to, że będzie musiał się mocno podkładać.