O tym, że zmiany klimatyczne to problem, który spędza mi sen z powiek, podobnie jak błędy w systemie edukacji pisałam już co najmniej kilka razy. Dlatego dzisiaj ciągnąc temat mam dla Was recenzję książki właśnie temu tematowi poświęconej.
Tytuł: Bractwo Zagrożonych
Wydawnictwo: HarperKids
Dla kogo: dzieci w wieku mniej więcej 9-12 lat. Dla młodszych książka może być zbyt długa, dla starszych – niestety już mało wciągająca, ale jak zwykle, wszystko zależy od konkretnego dziecka.
O czym: O zmianach klimatu i związanym z tym problemem zagrożonych gatunków. Ale trochę też o nastolatkach i o tym, że czasem trudno się z nimi dogadać dorosłym.
Szczegóły fabuły: Młoda niedźwiedzica polarna zostaje oddzielona od matki i z pomocą ludzi trafia do Arki – rezerwatu dla zwierząt zagrożonych wyginięciem. Tu okazuje się, że z nieznanych nikomu powodów, w tajemnicy przed ludźmi część zwierząt nabiera niezwykłych właściwości – logicznego myślenia, rozumienia ludzkiej mowy, obsługi sprzętu elektronicznego… Zwierzęta te za cel przyjmują sobie ratowanie zagrożonych gatunków i po prostu pomoc innym zwierzętom. A wszystko w tajemnicy przed ludźmi – z obawy przed dekonspiracją i narażeniem się na bolesne badania. Kiedy do Arki trafia nasza niedźwiedzica, działające już w najlepsze Bractwo Zagrożonych proponuje jej dołączenie do brygady. I tu zaczynają się schody – bo niedźwiedzica zachowuje się jak wspomniana wcześniej nastolatka, widzi głównie swoje problemy, a jednocześnie nie jest pewna, co powinna dalej zrobić… Trochę jest wdzięczna za pomoc, a trochę wyśmiewa próby Bractwa, jako nie wpływające za bardzo na poprawę ogólnej sytuacji – wiecie, jak to jest z nastolatkami. Czy ją przekonają i co z tego wyniknie, to już oczywiście Wam nie powiem, żeby nie spojlerować.
Plusy: ciekawy i ważny temat, sporo interesujących faktów na temat klimatu, geografii, biologii, zwierząt; dodanie technologii i tajnych misji, które na pewno zachęcą do lektury dzieci w tym wieku; dość ciekawa fabuła i momentami naprawdę wciągająca akcja.
Wady: choć akcja momentami naprawdę wciąga, to jednak są momenty, że to wszystko trwa za długo, niestety takie wrażenie miałam od samego początku czytania tej książki. Tłumaczyłam sobie, że to przecież książka dla dzieci, więc przygody nie mogą być takie jak Jamesie Bondzie i być może dla młodszego czytelnika stopień napięcia będzie wystarczający. Jednak również Janek podzielił moje wrażenia – po pierwszym podejściu i przeczytaniu kilku stron nie był zainteresowany dalszą lekturą. Gdyby nie moje przekonywania by dać książce szansę, prawdopodobnie po prostu by ją zostawił. Oczywiście z czasem akcja przyśpiesza i wraz z bliższym zapoznaniem się z bohaterami, zaczyna wciągać. Poza tym – mi osobiście do gustu nie przypadły też ilustracje. Na szczęście tych jest niewiele i nie przeszkadzają za bardzo.
Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś z Twoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.
Jeśli masz do mnie jakieś konkretne pytanie, pisz pod wpisem lub na maila nasze.kluski@o2.pl Pomogę, na ile będę umiała.
A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką „Od czego zacząć czytanie bloga?”