Dajecie dzieciom kieszonkowe? Dla mnie nie jest to prosty temat, bo chociaż sama dostawałam i cieszyłam się z takiego rozwiązania oraz dostrzegam wiele plusów takiego rozwiązania, to jednak zdaje sobie sprawę z tego, że tak jak ze wszystkim, ma to też swoje słabe strony (ciekawy wpis na ten temat znajdziecie na blogu „Edukacja naturalna dziecka”). Nie mniej jednak próbujemy znaleźć jakieś rozwiązanie, które pomoże naszym Kluskom nauczyć się gospodarować pieniędzmi, więc kiedy Wydawnictwo Znak zaproponowało mi udział w wyzwaniu zdecydowałam się przyjąć zaproszenie.
Warunki wyzwania dały nam miesiąc na zapoznanie się z książką „Pieniądze i cała reszta” Gaili Vaz-Oxlade oraz wdrożenie w życie kilku zasad, które pomogą nam rozwiązać nasz finansowy problem.
Jaki jest nasz problem? Nic wielkiego. Ot po prostu trudno nam było ustalić kwotę, którą powinny dostawać Kluski. To raz. Nie zawsze zgadzaliśmy się też ze sposobem wydawania pieniędzy przez Kluski. To dwa. A do tego mieliśmy problem z systematycznością. To trzy. Jasno i wyraźnie widać więc, że na obecnym poziomie w kwestii finansów, naszym problemem jest właśnie kieszonkowe. Nie zdziwi Was więc pewnie, że temu tematowi poświęciliśmy nasze wyzwanie i że naszymi wnioskami podzielę się dziś z Wami. Nie przedłużając przejdźmy więc do sedna.
3 rzeczy, o których warto pamiętać dając kieszonkowe
1) Wyznaczenie odpowiedniej kwoty
Z jednej strony wiem, że biorąc pod uwagę inflację, a co za tym idzie wzrost cen, który obecnie obserwujemy, sprawia że za 5 zł nie bardzo można kupić nic sensownego, a konieczność odkładania przez 3 miesiące na zestaw Lego czy książkę prędzej sprawi, że moje dzieci wydadzą swoje kieszonkowe na jakieś tanie głupoty i słodycze niż na coś konkretnego. Z drugiej strony wiem, że dając im kieszonkowe muszę się liczyć z tym, że jednak wydadzą je na „głupoty” (w moim mniemaniu oczywiście, bo ich zdaniem prawdopodobnie będą to rzeczy niezbędne do życia) i szczerze nie chcę, żeby moje ciężko zarobione pieniądze przepadły w ten sposób. Jak więc ustalić złoty środek? Kwotę, która da dziecku pewną niezależność finansową, jednocześnie pokazując, że z pieniędzmi jednak należy się liczyć? Z pomocą przyszła nam wspomniana już wcześniej książka. Okazuje się, że sposób jest dość prosty – zapytaj dziecko. Ale że jak to? Oczywiście, że jeśli zapytam swoje dziecko, czy woli dostawać mniej czy więcej, to odpowie, że więcej. Jaki w tym sens? Otóż pytamy nie o pożądaną kwotę, a o cele, na które dziecko chciałoby wydawać swoje kieszonkowe. Poproście dziecko, by wymieniło Wam pięć rzeczy, na które potrzebne mu kieszonkowe. Kiedy mamy cele, łatwiej określić odpowiednią kwotę. Oczywiście oczekiwania dziecka muszą się skonfrontować z naszymi finansowymi możliwościami oraz przekonaniami. Nie każdego bowiem stać na to, by dziecko co miesiąc kupowało sobie buty za kilkaset złotych, czy co pół roku zmieniało telefon. A na niektóre rzeczy nawet jeśli nas stać, to nie będziemy chcieli się zgodzić. I tu przechodzimy do kolejnego punktu.
2) Ustalenie oczekiwań
„Dając dziecku kieszonkowe bez żadnych sugestii co do tego, jak ma z niego korzystać, uczysz je, że co tydzień dostaje pieniądze, które może wydać na co zechce. Dowolność wydawania nie uczy dobrego zarządzania majątkiem. Co więcej, taka dowolność nie przysługuje w dalszym dorosłym życiu. Musimy przecież przeznaczyć część naszych ciężko zarobionych pieniędzy na stałe wydatki, niezależnie od tego, co chcielibyśmy sobie kupić.” Myślę więc, że sugestia rozmowy na temat naszych oczekiwań i oczekiwań dzieci względem tego, na co dzieci mogą wydawać pieniądze jest bardzo sensowna.
Długo byłam przekonana, że dając dziecku kieszonkowe zgadzam się na to, że wyda je ono na co chce i nie mam w tej sprawie prawa głosu. Wydając pieniądze w końcu nauczy się, na co warto, a na co nie warto ich wydawać. I o ile przy starszym Klusku okazało się to założeniem słusznym, o tyle zachowanie naszego młodszego dziecka póki co temu przeczy. Przyznam się Wam tu szczerze, że to był jeden z powodów, dla których przestaliśmy na jakiś czas w ogóle dawać dzieciom kieszonkowe. Misiek tak jak nie ma problemów z liczeniem pieniędzy, tak nie ma też z wydaniem wszystkiego co ma na kawałek plastiku, bo akurat mu się spodobał. Jego podejście z gatunku „mam wystarczająco dużo pieniędzy żeby to kupić, to to kupię, niezależnie od tego, czy jest to cokolwiek warte i czy w ogóle mi się przyda” przekonało mnie, że pełna swoboda nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Być może z czasem i Misiek nauczyłby się trochę bardziej oszczędnego podejścia, ale obawiam się, na taką naukę mnie zwyczajnie nie stać.
Po przeczytaniu książki „Pieniądze i cała reszta” stwierdziłam, że skoro kieszonkowe ma być dla nas sposobem nauki zarządzania własnymi finansami, to tak właśnie je wykorzystamy. Według zaleceń z książki postanowiłam spróbować sposobu ze słoiczkami: najpierw z kieszonkowego odkładamy pieniądze na zaplanowane wydatki (więcej o tym w następnym punkcie), potem 10% pozostałych odkładamy w ramach oszczędności, 5 % na cele charytatywne, a to co pozostaje – mogą wydać na swoje zachcianki (pisałam o tym na IG). Jednak postanowiłam też wykorzystać kieszonkowego, by wytłumaczyć Miśkowi na co warto wydawać pieniądze, a na co nie, wprowadziłam więc kwotę limitu jednorazowych zakupów, jeśli Misiek chce na coś jednorazowo wydać więcej niż jest to przewidziane limitem, musi ze mną najpierw na ten temat porozmawiać i póki co, zastrzegłam sobie prawo decyzji w tej kwestii.
3) Oddawanie odpowiedzialności
Tym punktem wracam do wspomnianych już wcześniej zaplanowanych wydatków. Zapytacie jakie to zaplanowane wydatki mogą mieć dzieci? Otóż autorka książki poleca stopniowe przekazywanie dzieciom odpowiedzialności finansowej i pokrywanie z kieszonkowego wydatków, które i tak muszą być pokryte. Zachęca do zrobienia sobie listy naszych wydatków związanych z dziećmi, od zajęć dodatkowych, przez zabawki, ubrania czy podręczniki, aż po artykuły spożywcze. Jednym słowem – wszystko. Kiedy już wiemy na co idą pieniądze, zastanówmy się czy na tej liście są jakieś rzeczy, za które odpowiedzialność możemy przełożyć na dzieci. Nie chodzi oczywiście o to, by dzieci same musiały zarobić na zimową kurtkę czy zajęcia z karate. W dalszym ciągu pieniądze pochodzą z naszej kieszeni, jednak to na dziecko będzie spadać obowiązek pamiętania o tych wydatkach, planowania ich, odkładania odpowiedniej kwoty z kieszonkowego i uiszczania zapłaty, kiedy przyjdzie na to pora. Oczywiście to jakie wydatki i kiedy możemy powierzyć naszym dzieciom w dużej mierze zależy od wieku i możliwości dziecka i dobrym rozwiązaniem może się okazać stopniowe przekazywanie tej odpowiedzialności, co jakiś czas dostosowując naszą z dzieckiem umowę do zmieniających się warunków. Autorka książki sugeruje, żeby zacząć od ulubionych zajęć dodatkowych dziecka. Wystarczy do kwoty kieszonkowego dodać kwotę na pokrycie kosztów zajęć przypominając dziecku jednocześnie, że te pieniądze ma odłożyć na konkretny cel (patrz punkt 2). Oczywiście jeśli dziecko zignoruje nasze przypomnienie lub z jakiegoś powodu postanowi zmienić cel odłożonych pieniędzy, nie będzie mogło potem uczestniczyć w ulubionych zajęciach.
Czytając „Pieniądze i cała reszta” zdałam sobie sprawę z tego, jak mało tak naprawdę poświęcamy czasu na naukę o finansach. A potem dziwimy się, że ludzie biorą jakieś masakryczne pożyczki i nie potrafią sensownie zaplanować swoich wydatków, czy w rozmowie z pracodawcą ocenić, ile warta jest ich praca. A przecież to nie jest fizyka kwantowa – podstawy zarządzania własnymi finansami nie są wcale trudne. Pokazywanie dzieciom tego, ile kosztuje codzienne życie – opłaty, jedzenie, przyjemności, uświadamianie im że jest coś takiego jak podatek, który trzeba zapłacić, że od pożyczonych przez bank pieniędzy płaci się dodatkowy procent… To wszystko nie wymaga jakiejś szczególnej wiedzy, trzeba po prostu z dziećmi jasno i szczerze o tym rozmawiać i włączyć je w zarządzanie domowym budżetem. A może to być lekcja równie cenna, co dodatkowy angielski czy korepetycje z matematyki.
A jak to jest u Was? Dajecie dzieciom kieszonkowe? Od jakiego wieku? Pozwalacie im dowolnie wydawać pieniądze? Jak sobie z tym radzą? Chętnie poznam Wasze podejście do tego tematu.
Pamiętajcie, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Wam się podoba i uważacie że może się przydać komuś z Waszych znajomych – udostępnijcie go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.
A jeśli jesteście na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką „Od czego zacząć czytanie bloga?”