Prace domowe są bezsprzecznie wpisane w szkolną rzeczywistość. Wiele osób broni ich twierdząc, że dzieci dzięki nim utrwalają zdobytą wiedzę, że maja szansę w domu na spokojnie przerobić jeszcze raz materiał z lekcji, układając go sobie w ten sposób w głowie. Jeszcze inni twierdzą, że dzięki pracom domowym dzieciom się nie nudzi w domu, albo że to jedyna szansa, żeby dzieci spędziły czas z rodzicami, bo do lekcji to jeszcze rodzice są gotowi z dziećmi usiąść, a tak to nigdy nie mają czasu (nie wymyśliłam tego argumentu – potraktowano mnie nim już kilka razy kiedy pytałam o sens prac domowych w przedszkolach i pierwszych klasach szkoły podstawowej). Nauczyciele często też wykorzystują je by przynajmniej na papierze zrealizować materiał, którego nie udało się ogarnąć w czasie lekcji. I choć może niektóre z tych argumentów w teorii brzmią przynajmniej sensownie, to praktyka często pokazuje całkiem co innego. Dzisiaj chciałam Wam zacytować dość obszerny fragment książki „O doświadczaniu szkoły” Wiesławy Martyniuk. To książka, która próbuje opisać codzienność szkolną z perspektyw ucznia. Autorka na podstawie wywiadów z uczniami próbuje nam pokazać, jak naprawdę uczniowie odbierają to miejsce, jak się tu czują, jak sobie radzą z wyzwaniami, co lubią, a czego nie i dlaczego. A poruszając temat szkoły nie sposób nie zająć się tematem prac domowych:
“[…] w szkołach czas przecieka między palcami, a w konsekwencji w nieskończoność wydłuża się dzieciom I młodzieży czas prac domowych […].
A przecież jak wiadomo, szkoła od początku swego istnienia była miejscem egzekwowania i weryfikowania wiedzy uczniów, zawsze jednak była przede wszystkim przestrzenią uczenia się i nauczania. Dziś natomiast wydaje się, że proporcje te się zmieniły. Aktualnie bowiem uczniowski sposób spojrzenia na szkolną codzienność eksponuje zwłaszcza procedury zadawania i egzekwowania wiedzy przez nauczyciela, przy pomijaniu znaczenia samego procesu nauczania czy uczenia się z innymi w czasie lekcji. W rezultacie dochodzi do sytuacji, w której sam proces kształcenia w szkole staje się w zasadzie fikcją. Fakt ten ilustrują następujące wypowiedzi uczniów, które zdradzają przy okazji ich obawy związane z osobą nauczyciela i różnymi przedmiotami
N: Bo ta pani, to tak nie za bardzo.
M: No tak, zamiast tłumaczyć –
N: To ona zawsze, albo wykrzykuje, albo nas odpytuje – […]
D: To znaczy matematyka jest jeszcze lekka. Tam pani zadaje nie takie aż trudne, a z polskiego opowiadanie napisać, czy jakieś takie, bo to – nawet trzeba pytać rodziców, w niektórych sytuacjach […]
Najgorzej jest z muzyką, bo pani NIC nie tłumaczy i w ogóle nie reaguje na nasze skargi i wpisuje uwagi i nie chce posłuchać wytłumaczenia, tylko ignoruje nas […]
W rezultacie każdego dnia nauczyciele zadają uczniom wiele zadań domowych, be następnego dnia wyegzekwować od nich wiedzę, którą powinni oni w związku z tym opanować samodzielnie w domu, ponieważ na lekcji zwykle brakuje na to czasu. Nadmiar zdań z różnych przedmiotów sprawia, że nawet ci najbardziej pracowici, sumienni i zdolni nie wytrzymują takich limitów ani takiego tempa. Przytłoczeni na co dzień ogromem prac gubią oni gdzieś naturalną ciekawość oraz chęć poznawania, co w konsekwencji prowadzi do tego, że najbardziej lubią oni już tylko te przedmioty, z których po prostu nie da się nic zadać. Oto przykład ich wypowiedzi:
DR: Bo mamy sześć lekcji, a akurat jest, nie wiem, może z jednej nam tylko nie zadają zadań domowych. To jest wszystko.
K: No właśnie.
M: Za dużo tych lekcji.
D: To jest tylko wuef i pani zadaje z wudeżetu raz na dwa tygodnie, tak że –
P: Takie, że informacje o domku winiarza, albo takie coś –
D: Żeby tych lekcji było mniej.
M: Plastyka jest jedną z najluźniejszych lekcji, bo właśnie tam robimy gimnastykę.
D: Najbardziej to lubię wu-ef, to jest taka jakby chwila odpoczynku, od lekcji i z wu-efu nie zadają.
M: Można sobie pobiegać.
DR: Na szczęście nie da się […]
Wypowiedzi uczniów dowodzą także, że ich codziennym zwyczajem z obawy przed złymi ocenami jest przepisywanie zadań domowych tuż przed lekcjami. Oto przykładowe opisy takich sytuacji:
J: Nie, tylko akurat teraz sprawdzałam, bo chciałam – Jak na przykład nie mam jakiegoś zadania, to wtedy nie chcę dostać jedynki –
M: To się wtedy przepisuje […]
J: Na kolanach trzyma się zeszyt i się przepisuje. To nie za bardzo wygodne, dlatego zawsze wolę w domu zadania […]
D: W szatni też czekamy na lekcję, niektórzy odrabiają jakieś zadania domowe. Tam na ławce, że się klęka na ziemi, wyciąga zeszyt i odrabia. Czasem to jest przepisywanie
Ag: Najczęściej.
D: Z polskiego, z matematyki.
A: Z przyrody.
K: Z angielskiego […]
A: Ja poszłam zaraz pod salę i spotkałam właśnie dziewczyny, jak przepisywały lekcje i wręczyliśmy koleżance laurkę urodzinową i zaraz zadzwonił dzwonek. Przepisywały z matematyki, na ziemi na korytarzu. Praktycznie, to w sumie tak jest chyba codziennie.
N: W sumie koledzy też.
Ig: No, też się zdarza. […]
Relacje uczniów potwierdzają, że przepisywanie zadań domowych na stałe już wpisało się w ich uczniowską codzienność. Jako działania pozorowane – ucznia pod nauczyciela – dość często pojawiające się w szkolnej codzienności znalazły nawet zrozumienie w gronie nauczycieli. W szkole panuje ciche przyzwolenie, ponieważ wszyscy dorośli przymykają na takie zachowania oko, o czym świadczą następujące ich wypowiedzi:
M: Nawet widzę nauczyciele.
A: No, nauczyciele widzą i spokojnie.
N: Najczęściej mówią: „Nieładnie”. I Idą dalej […]
L: Wszystkich zna. Na przykład jak ktoś nie zrobił zadania domowego, idzie do szatni i nie wiem czasami pani (szatniarka) pomoże, albo jak się na przykład zgapia od kogoś, to pani nie mówi nic. A się raz zapytałam, czemu nie kabluje na nas, a pani powiedziała że gdyby na każdego kablowała, to cały czas by siedziała u wychowawczyń. […]
W: No biblioteka, ale pani, znaczy tam dużo dzieci jest i niezbyt, ale – No szatnia jest, no najspokojniej – znaczy takim wyluzowanym miejscem. No, bo panie nie ma, znaczy panie jest, ale się uśmiecha i patrzy, jak my przepisujemy lekcje tylko […].
W: Albo, jak pani szatniarki nie ma, to idziemy na jej stolik, tam są trzy krzesła, siadamy i odpisujemy. Nawet, jak pani szatniarka zobaczy, to się tylko uśmiechnie, powie „dzień dobry” no i się rozpakuje […]
Warto zauważyć, że w tak naszkicowanym obrazie szkolnej codzienności eksponuje się zwłaszcza tzw. reżimy ją podtrzymujące, którymi w tym przypadku są rozmaite zabiegi prowadzące do wykazania się posiadaniem odrobionego zadania domowego. Najważniejsze są tu wysiłki ucznia, które zmierzają do systematycznego przygotowywania się do zajęć, oraz jego dbałość o odrabianie lub spisanie zadania domowego, tylko po to, by nie dostać jedynki. Uczniowie wychodzą z założenia, że aby w szkole na co dzień „wszytko grało”, trzeba zadbać właśnie o to. O tym, jak mocno taki sposób rozumienia szkolnej codzienności jest zakorzeniony w świadomości uczniów, świadczą następujące ich wypowiedzi, które zainicjowane zostały pytaniem o pierwsze skojarzenie związane ze zwykłym dniem w szkole:
I: K: Jedynka.
Kl: Lekcja.
M: Matematyka.
A: Przyjaciele.
I: Lekcje – i co ci przychodzi na myśl?
K: Zadania domowe […]
K: Od razu zadanie domowe mi się nasuwa, które zawsze robię przed lekcjami. To jest tak jakby obawa przed tą jedynką, bardzo często się obawiam, ale jakoś nie łapię tych jedynek i tak trochę kombinuję, żeby nie dostać. Można odpisywać od kolegi, albo dać koledze do odpisania zadanie, tak trochę im też pomagam.
Wiesława Martyniuk „O doświadczaniu szkoły. Studium fenomenograficzne szkolnej codzienności z perspektywy uczniów.”
A jakie jest Wasze zdanie? Bronicie prac domowych czy jednak uważacie, że edukacja mogłaby się bez nich obejść?