Najtrudniejsze w byciu rodzicem jest…

Bycie rodzicem wcale nie jest proste. Nocne pobudki, ząbkowanie, pieluchy, bunt dwulatka, czytanie do znudzenia jednej i tej samej książeczki, potem wybór szkoły, zmuszanie do odrabiania prac domowych, wożenie na zajęcia dodatkowe, pyskowanie, trzaskanie drzwiami… To tylko niektóre z wyzwań naprzeciw których codziennie stajemy. Wydaje mi się jednak, że najtrudniejsze tak naprawdę jest całkiem co innego. Najtrudniejsze w tym wszystkim jest to, że każdy z nas zostaje rodzicem mając swój własny bagaż emocjonalny, swoje własne doświadczenia, swoje własne oczekiwania… A dzieci? No cóż – najczęściej mają to w… głębokim poważaniu.

Rodzice zmuszali Cię do jedzenia kotleta?

Rodzice zmuszali Cię do jedzenia kotleta, chociaż Ty wcale nie miałaś na to ochoty, więc teraz robisz wszystko, żeby Twoje dziecko mogło samo zdecydować, co i kiedy chce jeść i do niczego go nie zmuszasz? I od pół roku gotujesz pomidorową na zmianę z rosołem, chociaż masz ich już serdecznie dość? Lepisz pierogi z truskawkami, chociaż tak naprawdę jedyne, o czym myślisz to sen? A mimo to Twoje dziecko marudzi, bo za mało słodkie, albo kwaśne, albo bez śmietany, albo ze śmietaną. Wytrzymujesz raz, drugi, trzeci – w końcu wybuchasz, wydzierasz się na dziecko, rzucasz garnkami i zamykasz się w pokoju z mieszanym poczuciem, że z jednej strony nikt Cię nie rozumie, a z drugiej – zła z Ciebie matka?

A może starasz się, żeby Twoje dziecko odniosło sukces w szkole?

A może starasz się, żeby Twoje dziecko odniosło sukces w szkole – oczywiście wszystko po to, żeby w przyszłości miało wspaniałą pracę i wspaniałe życie. Kolejny raz odmawiasz więc sobie nowej sukienki, bo przecież trzeba zapłacić za korepetycje, zajęcia dodatkowe, ciekawe książki i wizytę we wszystkich tych miejscach, które obiecują że dzięki zajęciom u nich, Twoje dziecko będzie miało w szkole same szóstki. I po raz kolejny wkurzasz się, że dziecko nie chce z tych zajęć korzystać. Nie dość, że płacisz i dajesz mu tak wspaniałe perspektywy, to jeszcze musisz się naszarpać i naprzekonywać, żeby dziecko chciało z tego skorzystać?

A może po prostu …?

A może po prostu wpadasz w panikę kiedy tylko Twoje dziecko zaczyna płakać, bo np. nie chcesz mu kupić kolejnego lizaka, albo pozwolić obejrzeć kolejnej bajki? Co ja mam zrobić, żeby nie płakało? Pozwolić? Zabronić? Wytłumaczyć? Wejdzie mi na głowę? A może jednak Rzecznik Praw Dziecka miał rację i trzeba mu porządnego klapsa? Czy ja jestem złą matką?

Albo dostajesz białej gorączki, kiedy dziecko robi Ci na przekór? Zaczynasz krzyczeć, chociaż tak naprawdę wiesz, że nie tędy droga? Nie pozwalasz dziecku wejść na górkę? No przecież może spaść? Jak będzie biegało po trawie, złapie kleszcza… Zjazd na sankach? Tutaj to zbyt niebezpieczne, zobacz – 15 metrów stąd są drzewa…

Martwisz się, że dziecko nie radzi sobie w piaskownicy i inne dzieci zabierają mu zabawkę? Co zrobić? Stanąć w obronie? A może się nie wtrącać, bo będą się z niego śmiać, że sobie sam nie radzi? Wkurzasz się, bo Twoje dziecko przez piętnaście minut nie może się zdecydować, jakie loda wybrać? Jest Ci smutno, bo chociaż prosiłaś już 10 razy, i tłumaczyłaś jak bardzo źle się czujesz i jak bardzo potrzebujesz spokoju, to Twoje dziecko akurat dostało głupawki i nie ma najmniejszej ochoty posiedzieć spokojnie i pobawić się w swoim pokoju?

Albo może po prostu potrzebujesz odpocząć. Tylko jak, skoro trzeba ugotować obiad, pozmywać i jeszcze powiesić pranie. Nikt tego nie zrobi za Ciebie. Chcesz wyjść z koleżankami, przez jeden wieczór nie myśleć o odpowiedzialności i nie przejmować się tym, czy idziesz w miejsce w którym dzieci będą miały co robić? No ale jak? Przecież Twoje dziecko robi taką smutną minę na samą wzmiankę o tym, że mama chce wyjść bez niego? Chcesz wrócić do malowania, tańczenia, boksu albo po prostu leżenia plackiem przed telewizorem i spokojnego oglądania trzech odcinków serialu pod rząd, bez ciągłego „pobaw się ze mną!” „jestem głodny!” „a gdzie jest mój ulubiony samochodzik?!” Ale jak wrócić – dziecko Cię potrzebuje, rolą matki jest myśleć o dziecku, rolą żony jest myśleć o mężu, rolą gosposi jest myśleć o czystym mieszkaniu.

Twoje dziecko prawdę Ci powie

Niezależnie od tego, jakie masz potrzeby, marzenia, pragnienia, rany z dzieciństwa, kompleksy i niepewności – stając się matką, niesiesz je razem ze sobą. Niezależnie od tego czy wstydzisz się wystąpień publicznych, źle radzisz sobie z odmową, sama nie umiesz powiedzieć „nie”, boisz się podejmować ryzyka, nie wierzysz w siebie, czujesz, że na miłość trzeba koniecznie zasłużyć ciężką pracą, czy może tak jak mi – ciężko Ci nie przeżywać emocji innych ludzi tak jak własnych – niezależnie od tego – stając się mamą nie pozbywasz się tego bagażu.

Oczywiście często już samo to, że mamy pod swoją opieką małego człowieka, pozwala nam niejako z pewnej perspektywy spojrzeć na dręczące nas do tej pory problemy. Może to, że kot sąsiada spojrzał na nas dziś trochę krzywo, nie będzie tak istotne w obliczu chronicznego braku snu, czy kolejnego zapalenia oskrzeli Naszego dziecka. Ale większość problemów jakie mamy ze sobą, większość nierozwiązanych problemów, a często nawet problemów, o których do tej pory nie zdawaliśmy sobie sprawy, wychodzi na jaw właśnie wtedy, kiedy stajemy się rodzicami.

Bo dzieci, choć najczęściej słodkie i kochane, potrafią jak nikt znaleźć Twój najczulszy punkt i uderzyć w niego, nawet o tym nie myśląc. Po pierwsze dlatego, że są ludźmi i mają własne potrzeby, pragnienia i punkty patrzenia na świat. Po drugie dlatego, że uczą się przez naśladowanie, a to oznacza, że często robią dokładnie to, co nas samych w nas samych denerwuje. Rzeczy, których nie lubimy, rozwiązania, które nam się nie podobają, reakcje, które sami w sobie próbujemy często zamaskować… Dzieci są naszym lustrem czy tego chcemy czy nie. Jak już kiedyś pisałam: wszystko co zrobisz lub powiesz jako rodzic, może zostać wykorzystane przeciwko Tobie. I prędzej czy później na pewno będzie. (Czytaj też: Rodzicu wychowaj się sam.)

Nauczenie się, że dziecięce zachowania mają więcej wspólnego z dziecięcymi potrzebami, a mniej z chęcią zrobienia nam krzywdy, jest czasami naprawdę trudne. Nawet jeśli mamy taką świadomość, to i tak usłyszenie od dziecka „Nie kocham Cię!” „Jesteś złą mamą!” „Głupia jesteś!” boli.

Tak samo trudno jest czasem zaakceptować, że to ja jestem odpowiedzialna za siebie, za moje emocje, za to czy pozwolę sobie na odpoczynek, na wyjście z koleżankami… Za to, że nie zacznę spazmatycznie szlochać, kiedy usłyszę od dziecka „Nie kocham Cię!” Za to, że nie przekażę mojemu dziecku podświadomie własnych lęków przed upadkiem z huśtawki czy pająkami.

O pracy nad sobą słów kilka

Dlatego moim zdaniem praca nad sobą, nad własnymi emocjami, nad poznaniem ich przyczyn, skutków, związków zachodzących między nimi, jest tak ważna kiedy człowiek staje się rodzicem.

taraszkiewicz

Dlatego ja od czasu do czasu sięgam po takie programy, które mi w tym pomagają. Ostatnio np. mierzę się z książką „Siła i odporność psychiczna. Jak je wzmacniać.” To taki poradnik, nazwany przez autorkę (Małgorzata Taraszkiewicz) – ćwiczebinikiem osobistym.

Moim zdaniem ta nazwa idealnie pasuje do tej książki. Bo to właśnie takie miejsce, w którym chociaż, jak to z książki można się wiele rzeczy dowiedzieć, to tak naprawdę najwięcej można się dowiedzieć wypełniając ćwiczenia w niej zawarte. Szczerze polecam osobom, które chciałyby się więcej dowiedzieć o sobie. Bo tak jak pisze autorka już we wstępie „Najczęściej, gdy coś nie działa tak, jakbyśmy tego chcieli – chcemy zmieniać… innych! Niestety, nie da się zmienić innych! Możemy udoskonalać tylko siebie i tak podnosić jakość własnego życia…” I moim zdaniem jest to bardzo prawdziwe zdanie, nie tylko w kontekście kontaktów z dorosłymi ludźmi, ale również w kontakcie z naszymi własnymi dziećmi.

P.S.

P.S. Niezależnie od tego czy czytasz książki poświęcone samorozwojowi, czy medytujesz, czy dążysz nieustannie do samorozwoju… Niezależnie od tego – nikt nie jest idealny. Ale to nie znaczy, że ciągle musimy dążyć do jakiegoś nieokreślonego ideału. Dla naszych dzieci i tak będziemy wystarczająco dobre i najukochańsze (przynajmniej do momentu, aż nie zaczną szukać własnej drogi jako nastolatki). Ta praca nad sobą nie ma sprawić, że będziemy lepszym matkami czy ojcami. Tu bardziej chodzi o to, żeby pomóc sobie.

A Twoim zdaniem, co jest najtrudniesze w byciu rodzicem?

Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś z Twoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.

A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką„Od czego zacząć czytanie bloga?”