Chwilowo (mam nadzieję) matka ma dosyć. Nóż mi się w kieszeni otwiera jak słyszę jęki i płacze któregoś z moich kochanych (na szczęście jeszcze póki co o tym pamiętam) synów. Micha drze się prawie non stop. Klusek – od czasu do czasu. Ale za to ciężko mu dogodzić. Za mało soku, za dużo soku. Za mały obrazek do malowania. Jakaś masakra.
Jedyny post jaki od kilku dni przychodzi mi do głowy to „Jak nie zabić własnego dziecka.” Ale ponieważ na razie nie znam odpowiedzi na to pytanie, póki co nie mogę go napisać.
Jeśli ktoś wie, jak tego dokonać, bardzo proszę o poradę i wsparcie.