Kilka słów o zabawce, którą przedwcześnie spisałam na straty. Nasza wieża to zbiór dziesięciu sześcianów z jedną otwartą ścianą, każdy mniejszy od poprzedniego. Wieży może nam pomóc w nauczeniu dzieci pojęć takich jak mały- mniejszy- najmniejszy, duży-większy-największy i ogólnie porządkowania rzeczy wg ich wielkości.Rozwija też małą i dużą motorykę. Podobnie jak w zabawkach Montessori, taka wieża uczy bez konieczności nadzoru ze strony osoby dorosłej. W dużej mierze wszelkie błędy w określaniu rozmiaru wychodzą same, bez konieczności ich wskazywania. Ponieważ sześciany są otwarte z jednej strony nie da się położyć większego klocka na mniejszym, bo po prostu go przykryje. Zostaje ewentualnie opcja układania bokiem, nic nie jest idealne w 100 %. W każdym razie złożyć klocki można już na pewno tylko w jeden sposób. Dodatkowo wieża jest takich rozmiarów, że ułożenie jej, chociaż zazwyczaj zaczyna się w pozycji siedzącej, wymaga jednak od dziecka wstawania, nachylania się po kolejny klocek, znów wstawania. Wspomaga więc i rozwój ruchowy dziecka.
Wieża ma też cyferki, literki i obrazki do liczenia. A że Klusek lubi obecnie wszystko liczyć wykorzystywaliśmy ją już kilkakrotnie do tego celu. Liczyliśmy obrazki na kostce, potem wsypywaliśmy do kostki taką ilość pomponów, jak naliczyliśmy obrazków. Bawiliśmy się nawet w dodawanie, łącząc pompony z różnych kostek i licząc, ile nam wyjdzie. Może nie jestem wielką fanką edukacji szkolnej w tak wczesnym wieku, ale skoro Klusek tak lubi sobie coś od czasu do czasu policzyć, to bronić też mu nie będę.
Dodatkowo nasza wieża sprawdza się też idealnie jako garaże dla samochodzików Kluska.
Tyle zastosowań. A przecież spisałam ją już na straty. Klusek dostał ją gdzieś w okolicy swoich pierwszych urodzin. Jako nowość trochę go interesowała, ale dość szybko się znudził. Budować nie bardzo chciał i nie umiał. Więc koło drugich urodzin wieża poszła do piwnicy na stałe. Wróciła kilka miesięcy temu, z myślą o Michasiu.
A tu niespodzianka. Dopiero teraz okazało się, że Klusek łapie o co w tym chodzi. Układa wieżę ze skupieniem, porównuje rozmiary. Rozwalić też lubi, czemu nie, ale dopiero na samym końcu.
No ale wiecie, pierwsze dziecko, człowiek chce mu dać wszystko co najlepsze i to najlepiej od razu. A prawda jest taka, przynajmniej moim zdaniem, że na wszystko jest czas. I wprowadzanie czegoś za wcześnie może mieć równie złe skutki, co wprowadzanie za późno.
Więc nic na siłę. I z tym morałem chciałam Was dzisiaj zostawić.
Macie takie wieże w domu?