Pisałam już o tym, że postanowiłam przystąpić do akcji #bliskopad. Dzisiejszy dzień miał być pod hasłem – malowanie palcami. U nas jednak dzień przebiega ogólnie pod hasłem – malowanie.
Zaczęło się od kleju z brokatem, który Klusek zdecydował wykorzystać do granic możliwości.
Postanowiłam więc włączyć brokat do malowania palcami. Niestety, Klusek nie podchwycił pomysłu. Wolał naklejki.
Pierwsze podejście nie do końca wyszło. Zdecydowaliśmy się na drugie. Klusek wyciągną pastele olejne. które całkiem dobrze rozcierają się pod palcami. Byłoby więc to zawsze jakieś nawiązanie do tematu.
Ale i to nie był koniec. Nastąpiło podejście trzecie. Tym razem z inicjatywy mamy, która to wsadziła oba Kluski do wanny, wyposażyła w łyżki, miski i piankę do golenia. Pokazała jak mieszać farbę plakatową z pianką i jak rozprowadzać to wszystko na wannie. Starszy Klusek był dużo bardziej zainteresowany. Młodszemu wystarczyło trzymanie prysznica i od czasu do czasu zgarnianie pianki z moich rąk. Ale malować jakoś nie chciał. Na szczęście bardzo też nie napalał się na jedzenie farby, czego muszę przyznać, trochę się obawiałam. Starszy Klusek zaczynał w bezpieczniejszych warunkach swoją przygodę z malowaniem (chociaż biorąc pod uwagę, że okazało się, że ma uczulenie na mleko…) Ale w tym wypadku nie miałam i tak bezpiecznych barwników. Musiałam się bowiem pozbyć ich, w skutek zeszłorocznego nalotu moli, kiedy to z bólem serca opróżniałam spiżarkę z wszelkich otwartych produktów sypkich. Podjęłam jednak ryzyko z plakatówkami. Gdyby się okazało, że Micha za bardzo domaga się konsumpcji pewnie znalazła bym mu inną zabawę. Ale nie narzekał.
Po całej zabawie zalałam tylko Kluski wodą. Ku ogólnej uciesze. Rozebrałam, a mokrym kombinezonem malarskim Kluska wytarłam wannę. Nic prostszego. Pianka dobrze schodzi. Farby plakatówki nie trzeba było dawać dużo żeby był kolor. Tak więc strat w łazience nie było. Zadanie zaliczone.