Ostatni wpis z serii wyzwania blogowego. Ulubione jesienią. W dodatku zdjęcie. No cóż. Myślałam i myślałam i uzmysłowiłam sobie, że mam takie coś. Ulubione jesienią. Na razie jest jeszcze trochę za ciepło, ale już zapewne niedługo przyjdzie szara zimna jesień. A ja mam na nią sposób.
Jest to mój ukochany chyba sweter. Który mam już pewnie z 15 lat. I w dalszym ciągu mi służy i w dalszym ciągu nie mam zamiaru się go pozbywać.
Żadne zimno w nim nie straszne. A mam go trochę przez przypadek. Moja ciocia robiła kiedyś takie swetry „na maszynie”. Dzięki temu mam w albumie rodzinnym masę zdjęć z wczesnego dzieciństwa, na których co najmniej połowa rodziny ma piękne sweterki w paski. Było to w czasach, kiedy na półkach sklepowych było niewiele (podobno, bo ja nie pamiętam), więc wszyscy cieszyli się, że taka ciotka z maszyną jest w rodzinie. Okres pasków minął, ale ciocia nie zaprzestała swojej działalności.
I pewnego dnia, kiedy miałam jakieś naście lat, gdzieś w domu zaplątała się chyba jakaś włóczka. Cóż było robić, mama zwróciła się do cioci z prośbą o przerobienie jej na sweter dla dorastającej córki.
Obie, mama i ciocia, stwierdziły, że jestem już na tyle duża, że mogę sobie sama zdjąć miarę na długość swetra. Dały mi więc wolną rękę. Zdjęłam więc miarę, podałam cioci. Ciocia przyjęła to bez mrugnięcia okiem.
Kiedy przywiozła mi go jakiś czas później, okazało się, że zamiast do bioder, sięga… za kolana. Najwyraźniej przy braniu miary przyłożyłam centymetr odwrotnie i tak mi wyszło. Ciocia, zapytana o to, czy taka długość nie wydała jej się podejrzana, stwierdziła, że ja przecież zawsze mam jakieś dziwne pomysły, to co ona będzie się wtrącać.
Tak więc w ten sposób posiadłam grubą czarną swetrową sukienkę, która jest idealna na wieczorny jesienny spacer. Sweter właśnie przywędrował z piwnicy, gdzie spędzał ciepłą porę roku i mam nadzieję, że już niedługo będę go używać. A że miało być ze zdjęciem – to proszę.
-
Rumianek K
-
Nasze Kluski
-
-
Justyna
-
Nasze Kluski
-