Micha ma już 9 miesięcy. Więc od jakiegoś czasu jego dieta zaczęła się rozszerzać. Kiedyś pisałam już o tym, że nie miksuję jedzenia dla starszego Kluska. Klusek dorósł do wieku trzech lat nie wiedząc co to „słoiczki”. Jeżeli dostawał coś zmiksowanego, była to zupa krem, przygotowana w ten sam sposób dla wszystkich domowników.
Sens rozdrabniania?
Z Michą nie jest inaczej. Nie ma nawet opcji, żebym karmiła go papkami. Nawet gdybym pewnie uważała, że ma to jakiś sens, trudno byłoby mi to rozplanować pod względem czasowym. Gotowanie dwóch oddzielnych obiadów, denerwowanie się, że Micha nie zjadł tego co z takim poświęceniem mu przygotowałam, wyrzucanie… A nawet gdybym miała czas, to Mich stanowczo odmawia przyjmowania papek – no chyba, że przez butelkę. Jeśli coś trafia do jego buzi, musi być najpierw pomacane i obejrzane. Babcia próbowała karmić go startym jabłkiem – nie był głodny. Zaraz potem dostał całe jabłuszko – nie dało się go od niego odciągnąć. Twardy charakter.
Tak więc przy Michasiu w dalszym ciągu jestem przekonana, że BLW to dla nas najlepsza metoda rozszerzania diety. Szczególnie, że gdyby małe dzieci były uzależnione od blendera i słoiczków, to obawiam się, że rasa ludzka długo by nie przetrwała.
Uczę się na błędach
Ale… No właśnie, po raz drugi podchodzimy do rozszerzania diety. I tym razem jestem, mam nadzieję, mądrzejsza, bo wyciągnęłam kilka wniosków z własnych błędów.
Najważniejszym błędem, było moim zdaniem uparte wierzenie w to, że Klusek musi jeść sam. Czemu był to błąd? Bo przy takim samodzielnym jedzeniu robi się strasznie dużo bałaganu. I o ile w domu byłam w stanie ten bałagan ogarnąć, to przy wyjściu w gości było już trudniej. Klusek dostawał więc w gościach, głownie to czym za bardzo nie mógł naśmiecić. Makaron, ziemniaki, kawałek mięska…
Przekąska na spacer też musiała być taka, żeby za bardzo się nie zaświnił. A jak jeszcze na dworze było chłodno, to wiadomo, do jedzenia musiało być coś suchego, żeby nie pomoczył rączek i ubranka i się nie przeziębił .
I o ile do jesieni pierwszego roku swojego życia Klusek jadł wszystko, z wyjątkiem sera żółtego. O tyle na wiosnę okazało się, że podstawę jego diety stanowią węglowodany – bułki, makarony, kasze, ryż, ziemniaki… z warzyw jadł jedynie kartofle, a w zupie marchewkę i selera (bo mu mówiłam, że to kartofle). I do tej pory, Klusek ma bardzo ograniczony jadłospis. Surówek nie chce jeść. Owoców, z nielicznymi wyjątkami, nie chce jeść. Już nawet z sosem do makaronu jest ciężko. Kanapki tylko z miodem. Przetworów mlecznych też w zasadzie nie je. I to też myślę, dlatego, że nie dostawał ich jak był mniejszy, bo miał ewidentnie reakcje alergiczne. No ale na mleko bardzo nie naciskam. Bo nie do końca jestem pewna, czy jest ono w ogóle potrzebne.
I na 99% jestem przekonana, że to był nasz błąd, że to przez nas, Klusek tak sobie ograniczył dietę. Bo to nie jest na pewno kwestia smaku. Sok wyciśnięty z jakichkolwiek owoców czy warzyw wypije. No ale już owoców w czystej postaci nie zje. Zabijcie go – nie i już.
Wnioski:
- Tak więc przy Michasiu, częściej biorę łyżeczkę i karmię go sama. Pierwszy kawałek zazwyczaj Micha wyciąga i ogląda, przy kolejnych pozwala się grzecznie karmić. O ile jest głodny. Bo jak nie jest, to nie ma opcji, żeby go nakarmić. Czymkolwiek.
- Na spacer wolę wziąć pokrojoną gruszkę, czy jabłko. Co z tego, że wózek jest ulupany. Zawsze można go uprać. Jak przyjdzie zima, pomyślę, o czymś mniej soczystym, ale na pewno nie wrócę do buły i chrupek jako podstawy. Z resztą, zimą spacery krótsze, to i przekąskę można w cieple zjeść.
- Mam też zamiar odważniej sobie poczynać z surowymi warzywami. Przy Klusku miałam sporo obaw, bo to za twarde, bo mu się ułamie i zakrztusi się jeszcze, bo to bo tamto. I w sumie nic dziwnego, że teraz Klusek stanowczo i zdecydowanie odmawia jedzenia surowych warzyw. Pewnie niedługo dam znać co wyniknie z tych zamiarów.
Tak więc podsumowując – zostajemy przy samodzielnym jedzeniu, ale
- Nie boimy się karmić łyżeczką
- Dużo owoców
- Więcej surowych warzyw
- Mniej chrupek i samego pieczywa.
A wy macie jakieś doświadczenia z BLW? Czy może jednak uważacie, że rozdrabnianie jedzenia jest lepszą metodą rozszerzania diety?