Nasz Klusek jest dzieckiem bardzo ostrożnym. Czasami aż za ostrożnym. Aż irytująco ostrożnym. Szczególnie mnie, posiadaczkę charakteru zgoła odmiennego.
Jasne strony
Na co dzień jest to cecha bardzo przydatna, spokojnie można iść z nim przez parking, bo wiadomo, że na najcichszy dźwięk samochodu, znajdzie bezpieczne miejsce i tam przeczeka. Można wziąć go rowerem do miasta, bo wiadomo, że jak tylko zobaczy drogę czy czerwone światło, to stanie w miejscu. Można go zostawić samego w kuchni, bo wiadomo, że nie czepi się tam niczego niebezpiecznego. Do balkonu też podchodzi ostrożnie, do zwierząt… No do wszystkiego. Nie wejdzie nigdzie, gdzie nie jest pewny, że jest bezpiecznie, nie zeskoczy jeśli widzi, że jest za wysoko itd. On nawet nie zaczął chodzić dopóki nie był całkowicie pewny, że mu się uda. Chociaż przy meblach poruszał się już całkiem sprawnie.
Taki ma już charakter.
Ciemne strony
Wydawałoby się, marzenie każdego rodzica. Ale ma to też swoje ciemne strony. Klusek mianowicie nie zrobi nic, jeśli nie chce tego zrobić. Sam nie zjedzie na zjeżdżalni – mama musi być, żeby łapać. Na zwykłej huśtawce nie będzie się huśtał, bo się boi. Na ruchomy most nie wejdzie, bo się boi. Psa nie pogłaszcze, bo się boi. Na karuzeli się nie zakręci, bo się boi. Na drabinkę nie wejdzie, bo się boi… Przykładów jest dużo.
Wszystko to trzeba wprowadzać powoli, z dużą dozą cierpliwości (której mi już często brakuje).
Zawsze musi sam podjąć ostateczną decyzję. Nie ma drogi na skróty. Mama musi sama wejść na drabinki i zjechać po rurze, tylko po to, żeby Klusek w ogóle rozpatrzył opcję zjechania. Próby wymuszenia na nim czegokolwiek w tym temacie, kończą się tylko i wyłącznie paniką w oczach i krzykiem.
No więc biega mama po tych drabinkach, zachęca do zeskakiwania ze schodów, wdrapywania się na płoty, podskakuje na trampolinie… Powoli, powoli, krok po kroczku zachęcając do rzeczy coraz bardziej „niebezpiecznych”. Bo mama się trochę obawia, że z tak zachowawczym charakterem łatwo to mu w życiu nie będzie.
Nadzieja
I dlatego też trochę z obawą, a trochę z nadzieją czeka mama na to, co pokaże Micha. Bo Micha, pomimo że jeszcze nie chodzi, ba, nawet nie raczkuje jeszcze za dobrze… pomimo to, pokazuje już wyraźnie, że charakter ma całkiem inny i może tak jak mama chodzić po parapecie nie zważając na to, że parapet już dawno się skończył. Już dzisiaj próbował w parku wyjść sam z wózka, w rezultacie lądując z całym wózkiem w piachu. A co to będzie jak zacznie się przemieszczać na serio? Będzie to bez wątpienia całkiem nowe doświadczenie. Ale jest nadzieja, że Micha rozrusza trochę Kluska, a Klusek uspokoi Michę. Rodzeństwo po coś przecież jest.