Pozostając w temacie prezentów, chciałam dzisiaj zwrócić uwagę na jeden aspekt zabawek, poruszany już przeze mnie w kontekście zabawek walkdorfskich.
Przyglądając się ofertom sklepów z zabawkami, mamy cały przegląd zabawek, które mają służyć do zabawy w konkretne rzeczy – zestaw małego majsterkowicza, lekarza, pielęgniarki, detektywa, kuchnia, sklep… Dopiszcie sobie co Wam tam jeszcze przychodzi do głowy.
Często są to tanie plastikowe zabawki, które psują się po jednym użyciu. Ale są też piękne zestawy wykonane z dbałością o szczegóły.
Kupujemy dzieciom kolejne zestawy i jesteśmy przekonani, że zrobiliśmy dobrze. Że to pomoże im się rozwijać. Że stworzy warunki do kreatywnej zabawy…
A jaki jest efekt?
Często taki, że dziecko pobawi się chwilę i odkłada zabawki w kąt. Chce następny ładny zestaw, bo ile można się bawić w lekarza. Więc albo się denerwujemy, albo spokojne kupujemy następny i po jakimś czasie mamy pół mieszkania zawalone zabawkami, które miały pomagać rozwijać wyobraźnię, a leżą i się kurzą.
Nie zastanawia Was dlaczego tak jest?
Być może takie zestawy tak naprawdę odgraniczają tylko dziecięcą wyobraźnię. Bo zabawki, które mają mocno określony cel (termometr, odznaka policyjna, śrubokręt…), są tak naprawdę dość ograniczające. Nikt się przecież nie będzie bawił w lekarza przy użyciu śrubokręta… Prawda?
A weźmy taki na przykład patyk – może być i śrubokrętem i termometrem i mieczem i pistoletem i na pewno znajdzie się jeszcze masa innych zastosowań, zależnie od kontekstu. Zwykła chustka bez problemu stanie się spódnicą, czapką pirata, latającym dywanem, czy obrusem… Im mniej szczegółów, tym więcej możliwości. Nieprawdaż?
Potrzebna pomoc
Nie oczekujmy tylko, że dziecko które do tej pory miało wszelkie możliwe zabawki, raptem samo z siebie ucieszy się, jeśli na święta dostanie patyk. Dzieci dość szybko przyzwyczajają się do pewnych standardów i nie mają ochoty ich tak łatwo odpuszczać. Choćby to nawet znaczyło, że dostaną kolejną zabawkę, którą po chwili rzucą w kąt. Takim dzieciom trzeba często najpierw pokazać jakie możliwości dają te nowe „zabawki.” A potem pomóc im tworząc takie środowisko, w którym takimi zabawkami można się bawić. To zapewne temat na oddzielny wpis. (Możesz zacząć np. od tego – Przestrzeń do zabawy – luźne części)
Podstawa to zróżnicowanie
Nie twierdzę, że nie warto czasem kupić „normalnej” zabawki – zestawu dla małego majsterkowicza, lalki, samochodu. Są na pewno dzieci, które będą się nimi bawić i rozwijać w tej zabawie. Apeluję tylko o to, żeby nie przesadzać. Żeby poza takimi gotowymi zestawami, dzieci miały też wokół siebie sprzęty, które mogą spełniać wiele funkcji. Bo tak naprawdę, takie wymyślanie zastosowań dla rzeczy, szukanie rozwiązań w zabawie (bo np. potrzebny nam opatrunek dla misia i z czego można by go zrobić?) to jedna z najlepszych szkół rozwijających dziecięcą wyobraźnię i kreatywne myślenie, tak obecnie cenione na rynku pracy.
Dla mamusi! Dla tatusia!
I ja wiem, że często to sobie kupujemy takie zabawki. Czasami ciężko się oprzeć. Ale z drugiej strony pamiętam, jak za czasów, kiedy byłam piękną i młodą kuleczką (gdzieś pod koniec przedszkola czy na początku szkoły podstawowej), bawiłyśmy się z koleżankami w dom. Pamiętam jak budowałyśmy pokoje, jak szukałyśmy rzeczy, które mogą posłużyć za meble czy zastawę (najczęściej pod balkonami, bo tam był zawsze mały skarbiec dla poszukiwaczy rzeczy.) I tak naprawdę te pordzewiałe przykrywki od słoików zawsze były najpiękniejszymi talerzami. To co podpowiadała wyobraźnia, zawsze przewyższało realne odpowiedniki. Przynajmniej w mojej głowie.
Więc apeluję do Was, drodzy rodzice, zróbmy trochę miejsca dla wyobraźni w życiu naszych dzieci.
I tak w sumie mogę podsumować ten, trochę przydługi wpis.
Zdjęcia nie będzie. Zilustrujcie to sobie sami w Waszej wyobraźni.