Słyszeliście już o książce „Young Power” Justyny Sucheckiej? Jeśli nie to śpieszę wyjaśnić, że to, tak jak mówi podtytuł – „30 historii o tym, jak młodzi zmieniają świat”. Co to znaczy? To znaczy, że autorka wyszukała i opisała trzydzieścioro młodych ludzi, którzy pomimo młodego wieku sporo już osiągnęli, a swoimi osiągnięciami wpływają na zmiany zachodzące w świecie. Czy naprawdę w Polsce może być trzydzieścioro dzieciaków, którzy robią coś fajnego? W końcu ta dzisiejsza młodzież to do niczego się nie nadaje, nic im się nie chce i w ogóle tylko siedzą w tych telefonach i oglądają głupoty w internecie. Taka przynajmniej jest powszechna opinia, prawda? Otóż autorka bez problemu znalazła 30 młodych Polaków zmieniających świat w rożnych dziecinach. Ba, znalazła nawet więcej, bo nie wszyscy ostatecznie trafili do książki.
Za co?
A ci, co trafili, to za co? Zapytacie. Otóż za wszystko: osiągnięcia muzyczne, matematyczne, przyrodnicze… Za lokalne działania na rzecz ochrony przyrody i klimatu. Za granie muzyki poważnej (i nie tylko) na perkusji na światowym poziomie. Za Eurowizję i promowanie kultury romskiej. Za działanie na rzecz dzieci z autyzmem… I tak dalej i tak dalej. Każda kolejna historia, każda kolejna osoba pokazuje, że jak się chce, to można. Że dzisiejsza młodzież wcale nie jest taka zła. Że czasem warto się od niej uczyć.
Świetna lektura w sam raz na wiosnę, kiedy to wszystko i tak budzi się do życia. Może zainspiruje i Was albo Wasze dzieci. Polecam.
Moje wnioski z lektury
A na koniec jeszcze dwa małe wnioski, które ja osobiście wyciągnęłam z tej książki, bo przecież nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie powiedziała:
1) Książka jasno pokazuje, że większość tych dzieciaków swoich osiągnięć nie zawdzięcza szkole. Oczywiście od czasu do czasu pojawiają się historie, gdzie to ktoś coś zobaczył w szkole i to go zainspirowało do dalszej – własnej pracy. Większość z tych fantastycznych rzeczy dzieje się jednak poza szkołą, a często szkole wbrew, gdzie dziecko swój czas i uwagę musi dzielić na dwie części: własne zainteresowania i rozwijanie się w tej dziedzinie oraz konieczność zdania do następnej klasy.
2) Wiele z tych dzieciaków mogłoby łatwo nie osiągnąć tego co osiągnęło, bez wsparcia ze strony rodziców. W wielu sytuacjach wystarczyłoby „Eh, nie rób sobie nadziei – i tak nic nie zmienisz”, albo „Daj spokój, jak będziesz próbował coś z tym zrobić, to tylko będą się z Ciebie śmiać.” Ewentualnie „Weź ty się lepiej skup na nauce i szkole, a nie tracisz niepotrzebnie czas.” Rozumiecie, o co mi chodzi? My dorośli mamy tę tendencję, by podejmować działania bezpieczne, sprawdzone, a przez to często nic nie zmieniające. Oczywiście często jest to wynik naszego doświadczenia i nauk jakie wyciągnęliśmy z życia przez tych kilka lat. Chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej, nie chcemy by doznały zawodu, wyśmiania, porażki… To logiczne. Ale czasem naprawdę warto podjąć to ryzyko. Zamiast zniechęcać, pomóc szukać skutecznych metod, które pomogą dzieciom zmieniać świat… Czasem to rozmowa, czasem wspólne szukanie kogoś, kto może pomóc w realizacji pomysłu, czasem napisanie realnego planu rozwoju, a czasem po prostu wiara w to, że się uda. Wydaje mi się więc, że warto się naprawdę dobrze zastanowić i wspólnie poszukać realnych możliwości, zanim powie się dziecku, że to co chce osiągnąć jest nierealne.
A może znacie inne książki, które pokazują, że nie trzeba być dorosłym, żeby zmieniać świat? Chętnie poczytam. Dajcie znać w komentarzu.
Pamiętaj, że ja w ten artykuł włożyłam czas i pracę. Jeśli więc Ci się podoba i uważasz, że może się przydać komuś ze swoich znajomych – udostępnij go dalej. Takie udostępnienia i komentarze, to dla mnie znak, że moja praca nie idzie na marne.
A jeśli jesteś na blogu po raz pierwszy – serdecznie zapraszam do zapoznania się z zakładką„Od czego zacząć czytanie bloga?”