Znalazłam zdjęcia z jesieni. To tak a propos wczorajszego wpisu o narzędziach. Tutaj Klusek posługuje się prawdziwym młotkiem. Co prawda większość gwoździ i tak wbijała mama. Klusek jednak trochę próbował sam. Skończyło się to oczywiście uderzeniem w palec i płaczem. To było do przewidzenia.
Niech próbuje
Ale z drugiej strony, pomyślałam sobie, że co ja się będę z nim wdawać w dyskusje na temat tego, że on jest jeszcze za mały do wbijania gwoździ? Niech próbuje. Może a nóż, nie mam racji. Co najgorszego może się stać? Nie wbije? Uderzy się w palec i będzie płakać? Czy to naprawdę taka tragedia?
Moje pierwsze kontakty z młotkiem, też kończyły się bólem palców. Do tej pory mam wszystkie. Palce oczywiście. I żyję. Bo tak na dobrą sprawę, to przecież ja dobrze wiem, że Klusek nie może sobie wielkiej szkody tym młotkiem wyrządzić. Nie ma na tyle siły, żeby uderzyć młotkiem naprawdę mocno.
Wielkiego niebezpieczeństwa nie ma
Gwoździa w palec sobie nie wbije, bo przecież cały czas patrzę, jak go trzyma. A jeśli uderzy się w palec, to co?
Tak naprawdę nic. Tylko naturalne konsekwencje. Będzie go bolało. Będzie wiedział, że albo ma uderzać ostrożniej, albo poprosi mamę o pomoc we wbijaniu.
Wielkiego niebezpieczeństwa nie ma. W perspektywie jest tylko ból. I tak się zastanawiam, czy my rodzice, obecnie nie staramy się za mocno, żeby nasze dzieci nie miały kontaktu z bólem? Czy nie chronimy ich za bardzo, nie pozwalając im w ten sposób zdobywać nowych doświadczeń i umiejętności?
To było do przewidzenia!
Ja rozumiem, że zabawa piłą mechaniczną może nie będzie najlepsza dla trzylatka. Ale ile rzeczy zabraniamy dzieciom, tylko dlatego, że mogą się uderzyć czy przewrócić?
Oczywiście jak tylko Klusek zaczął płakać, to dziadek, który nas obserwował z ukrycia, posłał mamie spojrzenie z gatunku – „No i czego mu dałaś? Przecież to było do przewidzenia!”
Ale mama przecież to przewidziała. Tylko oceniając ryzyko, postanowiła dać dziecku szanse. Czy mama jest wyrodną matką?