Kilka ostatnich wieczorów spędziłam przy maszynie. Szwaczka ze mnie żadna, ale coś tam powstało. Po pierwsze Klusek dostał nową pościel w potworki. Była to moja pierwsze próba pościelowa i jako taką uważam ją za udaną. Klusek przespał już pod potworkami kilka nocy. Największy problem miałam z dziurkami na guziki. Podobno moja maszyna ma jakąś opcję obszywającą, ale jeszcze nie miałam odwagi się z nią zapoznać i postanowiłam obszywać ręcznie.
W następnej kolejności powstała poszewka na poduszkę, którą kupiliśmy już dawno dawno temu i leżała sobie w kuchnie całkiem nieubrana. A że w ramach małego remontu powstał u nas ostatnio kącik czytelniczy, poduszka jak w sam raz przydała się do siedzenia. Dziurki oczywiście znów obszywałam ręcznie, ale jak mi przyjdzie jeszcze jakieś obszywać, to się chyba skupię i dowiem jak to zrobić na maszynie.
Na trzeci projekt wpadłam dzięki temu, że Klusek ostatnio z jakichś nieznanych nam przyczyn zaczął wszystkim we wszystko rzucać. Najchętniej rano zabawkami w mamę. Wybitna to zabawa i wybitnie śmieszna. Klusek zanosi się śmiechem, że aż miło. To znaczy byłoby milej gdyby to nie była siódma rano i gdyby celem nie była mama. Ale cóż. W każdym razie, żeby przekierować te jego zapędy uszyłam mu coś do rzucania – woreczki. Każdy z innym nadzieniem – kasza gryczana, kasza jęczmienna (nie do końca trafiony wybór, bo trochę pyli) ryż, fasola. Do tego koszyk do wrzucania i już jest zabawa.