Dawno nie pisałam nic na temat nauki języka, więc dzisiaj żeby to nadrobić, chciałabym pokazać trzy możliwości wykorzystania kart obrazkowych do nauki angielskiego dla najmłodszych.
1. Lekcja trójstopniowa (zaczerpnięta z metody Montessori)
Tak jak sama nazwa wskazuje, jest to lekcja podzielona na trzy stopnie (etapy). I chociaż sama nazwa brzmi bardzo poważnie i naukowo i kojarzy się z czymś trudnym i skomplikowanym, to zapewniam Cię, że jest to bardzo fajna zabawa. Taki oto przykład z naszego życia rodzinnego -jak usłyszałam o tej formie nauki, oczywiście chciałam przetestować to na swoich dzieciach. Kluska nie było w domu, padło na Miśka. Od tamtej pierwszej próby minęło już dwa miesiące, a Misiek do tej pory chodzi za mną i domaga się swojej „leccji”. Tak się wciągnął.
A jak to wygląda w praktyce?
Pierwszy etap: skojarzenie obrazu z nazwą. Rodzic rozkłada przed dzieckiem trzy karty (można pewnie próbować z inną liczbą kart, ale na początek polecam właśnie trzy), za każdym razem nazywając przedmiot na obrazku: „This is a plum. This is an apple. This is a watermelon.” I to tyle. Banalne, prawda?
Drugi etap: poznawanie obrazu według nazwy. To jest etap wymagający od „nauczyciela” trochę więcej wyobraźni. Rodzic prosi dziecko – „Point a plum”. Dziecko wskazuje. „Point an apple. Point a watermelon.” Potem zamienia karty miejscami i prosi po raz kolejny o wskazanie odpowiedniej karty. Zamiast wskazywać oczywiście z kartami można też robić różne inne rzeczy: połóż kartę na głowię, dotknij kartą nosa, pomachaj kartą, nadepnij na kartę, zanieś ją tacie i tak dalej, i tak dalej Jeśli dacie radę (Ty i dziecko) polecenia oczywiście można wydawać po angielsku. Zależnie od naszej pomysłowości i zaangażowania dziecka. Za każdym razem kiedy dziecko wykona polecenia dla trzech położonych przed nim kart (nazwijmy to turą), zmieniamy ich ułożenie. Dobrze jest jednorazowo wykonać co najmniej cztery-pięć takich tur, ale jeśli dziecko ma jeszcze ochotę, a my pomysły – można ich wykonać dużo więcej. Chodzi o to, żeby dziecko powiązało w głowie nazwę przedmiotu z obrazem.
Trzeci etap: przypomnienie nazwy według obrazu. Wcześniej mówiliśmy my, a dziecko wykonywało nasze polecenia. Ale po tych kilku(nastu) powtórzeniach powinno być już w stanie samo nazwać, to co ma przed oczami. I to jest właśnie trzeci etap – Ty pokazujesz obrazek, a dziecko go nazywa. I to wszystko.
I to cała filozofia. Prawda, że „piece of a cake”? Bułka z masłem.
2. „Czy to…?”
Zabawa w zgadywanie. Tym razem zgadujesz Ty. Możesz wziąć też do pomocy ulubioną maskotkę, pacynkę czy ludzika Lego. Trzymasz w ręku wybrane zestaw wybranych przez siebie kart, tak, żeby obrazkiem skierowane były do dziecka. Maskotkę ustawiasz również tak, żeby „widziała”, bo ma ci podpowiadać. I zgadujesz, co widzi dziecko: „Is it a plum?” Jeśli zgadłeś dziecko mówi „Yes” – możecie też dodać do tego jakieś zadanie ruchowe – kiwanie głową, ruszanie lewą nogą, przysiad – i odkładasz kartę. Jeśli nie zgadłeś, dziecko oczywiście mówi „No” (i najczęściej cieszy się, że Ci się nie udało), a Ty musisz zgadywać aż do skutku.
3. Cztery kupki
Nazwa może niezbyt szczęśliwa, ale nie wiem jak inaczej zatytułować tę zabawę. Jak ją przeprowadzić? Wystarczy rozłożyć wszystkie karty na cztery kupki obrazkiem do góry.
I na zmianę zdejmujemy z tych kupek te karty, które potrafimy nazwać po angielsku. Jeśli dziecko nie potrafi akurat nazwać żadnej z kart znajdujących się na górze, traci kolejkę, Ty nazywasz i zdejmujesz kolejną kartę, jest spora szansa, że pod nią znajdzie się coś co dziecko nazwać będzie już umiało.
Grałam w warianty tej gry z wieloma dziećmi i za każdym razem widziałam ich entuzjazm i to w jak szybkim tempie potrafiły zapamiętać wszystkie słowa w tali. Nie do końca wiem, co się za tym kryje, ale wydaje mi się, że to ta chęć sprawdzenia co jest pod spodem, poznania niewiadomego, taki głosik „Ciekawe, czy koleją kartę też będę potrafił nazwać.”
My korzystamy z kart „100 pierwszych słówek” – Kapitan Nauka. Jest to zestaw, który dodatkowo zawiera jeszcze płytę z wymową słówek i dwoma piosenkami dla dzieci. Oraz książeczkę, w której poza zadaniami do kolorowania, zakreślania i łączenia, są pomysły na inne zabawy z wykorzystaniem tych kart. Szczerze polecam cały zestaw. Wygląda to tak:
Oprócz kart mamy też „Angielski – Zagadki obrazkowe” – Kapitan Nauka.
To też bardzo fajna zabawa. 104 zagadki na 52 kartkach, które można obracać, przekręcać i bez problemu schować w torebce, żeby potem w wolnej chwili w korku, albo w poczekalni u lekarza wyjąć i poćwiczyć z dzieckiem angielski. Zadania są przeznaczone dla dzieci w wieku 3-5 lat, są tak skomponowane, że nie wymagają dużego wkładu od dziecka. To rodzic czyta polecenia, zadaje zagadki, czyta podpisy pod odpowiedziami, spośród których można wybierać. Zadaniem dziecka jest tylko wskazać palcem odpowiednią odpowiedź.
Ale oczywiście przy odrobinie wyobraźni, kiedy dziecko ma już wystarczającą wiedzę, żeby to ono mogło odpowiadać, każde zadanie można trochę utrudnić, coś zmienić. Już nie pytać: „What is it? A head or legs?” Tylko skończyć na pierwszym pytaniu „What is it?” Koniec. Kropka. Niech dziecko powie samo. Dzięki temu zadania można wykorzystywać naprawdę wielokrotnie i za każdym razem budzić w dziecku zainteresowanie.
O tym czym jest nauka przez zabawę przeczytasz tutaj. A więcej pomysłów na naukę angielskiego dla dzieci znajdziesz tutaj.
Spodobała Ci się któraś zabawa? Napisz mi w komentarzu, która i nie odkładaj jej na później, wołaj dziecko i próbujcie – na dobrą zabawę zawsze jest pora.
Jeśli podobał Ci się ten wpis, proszę udostępnij go dalej.