Jak już wiecie, Klusek niedawno miał swoje pierwsze przyjęcie urodzinowe. Dla Kluska to nowość, ale i dla nas też. Jakoś trzeba się było do tej imprezy przygotować. Przecież nie powiemy gościom – „no to teraz się pobawcie czymś, albo zróbcie coś i dajcie nam spokój” ?
Znowu, z drugiej strony, według mnie, takie całkowite zagospodarowywanie dzieciom czasu, przygotowywanie zajęć na każdą minutę, to też nie jest najlepsze rozwiązanie. Szukałam więc opcji pośredniej, czas na zabawę samodzielną, ale i coś ciekawego, jakaś atrakcja czy coś.
Pod uwagę, wiadomo, trzeba też było wziąć finanse.
Co wyszło z tych moich planów i przemyśleń?
Masa solna.
Koszt: 2 kg mąki + 2 kg soli + woda = 5 zł.
Konieczność nadzoru: niewielka, o ile dobrze przygotuje się pomieszczenie.
A co z tym robić?
Otóż zbiera się dzieci w jednym miejscu. Daje im miski, łyżki, butelki z wodą, mąkę i sól. Starsze instruuje się, że do zrobienia masy potrzeba tyle samo mąki co soli, a potem trzeba dolewać wodę. Starsze zajmują się więc mieszaniem. Mniejsze idą w ich ślady. Mieszają, rozsypują, dolewają, dosypują…
Kiedy masa nabierze już odpowiedniej formy, dokładamy na środku wałek, foremki do wycinania ciastek i co tylko przyjdzie nam do głowy. Blachę , albo dwie, wykładamy papierem do pieczenia i mówimy dzieciom, że jak coś już ulepią, to mają to położyć na blachę. Jak mamy na podorędziu przedszkolankę, to mogą nawet takie torty wyjść.
A potem wstawiamy do piekarnika, na 100 stopni, na jakąś godzinę, dwie.
Wyjmujemy, trochę studzimy. I dajemy do malowania. My zrezygnowaliśmy z farb, ze względu na bałagan. W ruch poszły więc flamastry. A potem kredki. I okazało się, że do malowania ciepłej jeszcze masy solnej idealnie nadają się kredki świecowe, bo się topią. Było to odkrycie wynikające z własnej inicjatywy jednej dociekliwej dziewczynki. Myślę więc, że warto, żeby dzieci miały w takich zabawach trochę swobody.
Pomalowane wypieki można oczywiście zabrać na pamiątkę do domu. Albo zostawić jubilatowi w prezencie.
Ogólnie masa solna daje bardzo dużo możliwości. Można próbować coś jeszcze do niej dosypywać, malować, lepić, ugniatać, wtykać w nią różne rzeczy… Wszystko zależy tylko od wyobraźni…
Jest tania i nie trzeba do niej nic specjalnego.
Jedyny minus od strony organizacyjnej to to, że robi się bałagan. Dobrze jest więc przygotować odpowiednio teren. I pewnie uprzedzić rodziców, żeby się przygotowali od strony ubraniowej. Ale na to wpadłam dopiero po imprezie. I też jakoś to było.
My całą zabawę z masą urządziliśmy w kuchni. Wynieśliśmy dywan, a na środku podłogi, taśmą papierową przykleiliśmy ceratę. Główny bałagan powstał więc na tej ceracie. Ale mąka, jak wiadomo, to wszędobylskie stworzenie, więc i do przedpokoju i do łazienki trochę się naniosło. I to też trzeba wiąć pod uwagę przy organizacji przestrzeni. Jeśli macie tam jakieś cenne dywany, to lepiej je schować, niż się stresować i latać co chwila za dziećmi krzycząc „ojej! nie ruszaj! nie dotykaj! stój!”. To tak dla własnego spokoju.
Po zabawie wszystkie zabawi wylądowały w zlewie, mąka z podłogi została z grubsza zmieciona na ceratę. Cerata wylądowała w wannie. Jeszcze tylko szybkie odkurzenie i po zabawie nie było śladu. Dzieci z umytymi rączkami i otrzepane mokrą ścierką mogły zająć się czymś innym.
Jest to już drugi post o urodzinach Kluska, a uprzedzam, że w przygotowaniu mam jeszcze jeden. Tym razem od strony kulinarnej. Powinien pojawić się niedługo.
Aha – i chciałam też przypomnieć, że jesteśmy na FB i warto nas polubić.