Różne podejście do zabawek
Klusek jest już w tym wieku, kiedy zabawki stanowią dla niego podstawę do zabawy. Może to zdanie brzmi trochę bez sensu, ale inaczej nie umiem tego napisać. Chodzi mi o to, że Klusek bierze, dajmy na to, samochód, sadza na niego lalkę i udaje, że jedzie do lasu zbierać grzyby.
Micha ma jeszcze daleko do tego etapu. Dla niego zabawka stanowi obiekt zainteresowania o tyle, o ile może mu pokazać coś czego jeszcze nie widział (nie słyszał, nie czuł, etc). Zabawka poznana, wymacana, spróbowana, postukana o podłogę, postukana o rączkę, przestaje mieć przed nim jakiekolwiek tajemnice. I przestaje go interesować. Nowej zabawce poświęci i owszem, sporo czasu, ale każdy kolejny kontakt z tą samą zabawką jest krótszy i krótszy, aż w końcu w ogóle przestaje się nią interesować.
Jak bawi się niemowlak
Kiedy Klusek był niemowlakiem nie zwracałam na to za bardzo uwagi, ale jakiś czas temu czytałam książkę „Dwulatki i trzylatki w przedszkolu i w domu” i tam trafiłam na taki oto fragment:
„Ponieważ nie można wywołać u dziecka ciekawości, gdy nie jest na to jeszcze gotowe – psychicznie i fizycznie – nie ma sensu wymuszać interesowania się obiektami, na które dziecko nie zwraca uwagi, ani też zasypywać malucha zabawkami, które są dla niego zbyt skomplikowane. (…) Dorośli zafascynowani zabawkami mechanicznymi kupują je maluchom. Potem są rozczarowani, bo dziecko interesuje się prezentem przez chwilę: za pomocą dotyku ustala, że zabawka jest twarda, graniasta i chrobocze, gdy przyciśnie się ją w określonym miejscu. Chcąc ustalić, co chrobocze, rozrywa pokrywkę zabawki. Rozczarowane odrzuca zabawkę (poznało ją). Dla zabawy manipulacyjnej maluchów (uczenia się poprzez manipulację) nie są potrzebne skomplikowane zabawki, świetnie się nadają do tego przedmioty codziennego użytku.”
Co z tego wynika?
I nawet nie chodzi o to, że do zabawy nie są potrzebne skomplikowane zabawki. Na dobrą sprawę takim maluchom w ogóle zabawki potrzebne nie są. Bo jeśli dziecko tyle samo czasu poświęca na poznanie durszlaka co na poznanie grzechotki, i nie oszukujmy się, a nie jest to czas zbyt długi, to jaki jest sens kupowania takiej grzechotki? Nawet pomijając kwestie finansowe (przyjmijmy, że stać nas na kupowanie kolejnych grzechotek i kolejnych i kolejnych), to ostatecznie zostajemy z masą grzechotek, które dziecko już poznało i którymi się nie interesuje. I gdzie to wszystko trzymać, ja się pytam?
Alternatywa?
Koszyk skarbów albo ogólnie zabawa heurystyczna.