Byliśmy ostatnio na sali zabaw. A na sali zabaw, jak to na sali zabaw, zawsze są jakieś dzieci. I dobrze. Ale czasem może dojść do konfliktów. Micha na przykład dowiedział się, że miłość też może boleć. Po całusie od pewnej, niewiele starszej dziewczynki, zostały mu dwie czerwone, opuchnięte kreski na policzku. Dziewczynka trochę za mocno wbiła w niego swoje ząbki.
Ale nie o tej dziewczynce chcę dzisiaj pisać. Wiadomo, dzieci na 100 % nikt nie jest w stanie upilnować. Równie dobrze mogło być odwrotnie i to Micha wgryzłby się w nią. Szczególnie, że idą mu zęby.
Dziewczynka na zjeżdżalni
Chcę dzisiaj napisać o sytuacji, z której nie do końca wiedziałam, jak wybrnąć. Otóż:
Klusek chciał zjechać po zjeżdżalni do kulek. Wdrapał się, więc po schodkach, ale zanim dotarł do zjeżdżalni, zajęła mu miejsce dużo starsza dziewczynka. Tak na oko z 5-6 lat. Klusek próbował z nią dyskutować, żeby zjechała, bo on też chce. Ona nic. To Klusek tradycyjnie uderza w wysokie tony:
– Mama! Mama!
– Co? – odpowiedziała grzecznie mama, obserwując całą sytuację.
– Dziewczynka nie chce zjechać!
– To poproś ją ładnie.
Klusek prosi, dziewczynka nic. Tylko bezczelnie na mnie patrzy. Takim spojrzeniem „G…. mi zrobisz”.
– Mama! Dziewczynka dalej nie chce zjechać. – Klusek już bliski płaczu.
– No musisz z nią jakoś się dogadać! – mówię. Bo święcie wierzę w to, że dzieci są same zdolne do rozwiązywania większości sporów. Chcę też żeby Klusek wiedział, że sam może sobie poradzić i nie musi do wszystkiego wołać mamy. Ale… po kolejnej próbie rozmowy, czyli w zasadzie powtórzeniu tego co już dziewczynce powiedział, Klusek jest już naprawdę bliski płaczu, a dziewczynka dalej nic.
– Mam! Dziewczynka nie da mi zjechać!
– To może poproś ją, żeby się na chwilę przesunęła i ty sobie zjedziesz – proponuję Kluskowi, bo przecież aż tak wredną matką nie jestem, żeby całkowicie zostawić dziecko same sobie.
Klusek przekazuje informacje dziewczynce. Dziewczynka ani drgnie. W międzyczasie przychodzi jakieś inne dziecko i też chce zjechać. To dziewczynka przepuszcza to dziecko, ale odpychając Kluska, mówi mu w twarz, że jego nie puści.
Klusek coś próbuje jej tłumaczyć. Już trochę krzykiem. Dziewczynka przepuszcza kolejne dziecko.
I co teraz?
Dwa najoczywistsze dla mnie rozwiązania to, albo podejść tam i przemówić dziewczynce do rozumu, albo namawiać Kluska, żeby na razie zrezygnował i zszedł. Oba rozwiązania nie uczą Kluska nic dobrego – bo albo mu pokażę, że sam nie jest w stanie sobie poradzić w zabawie z dziećmi, albo – że nie warto walczyć o swoje prawa. Pewnie gdybym ja tam była jako małe dziecko, to bym najzwyczajniej w świecie przywaliła tej dziewczynce z łokcia i poprawiła kolanem (podobno nie dawałam sobie w kasze dmuchać za bardzo), ale Klusek raczej nie należy do dzieci, które rzucają się z łapami. To znaczy ogólnie potrafi dzieci popychać czy stukać, ale zazwyczaj w ramach radości, kiedy dzieci jest dużo i nie wie już sam co ma ze sobą zrobić. Nigdy nie zdarzyło mu się, jak do tej pory, przywalić nikomu w złości. Czego z resztą nie chcę zmieniać, więc namawianie do przywalenia dziewczynce też raczej nie wchodziło w grę. Serio – nie wiedziałam, co mam zrobić.
– Mama! – woła Klusek – Dziewczynka nie chce mnie przepuścić.
– I co? – pytanie miało dać mi jeszcze trochę czasu do namysłu
– Jestem smutny, że dziewczynka nie chce mnie przepuścić – odpowiedział Klusek.
– To powiedz jej to. – odpowiedziałam, łapiąc się ostatniej deski ratunku.
– Dziewczynko, jestem smutny, że nie chcesz mnie przepuścić – powiedział Klusek i o dziwo, dziewczynka, niechętnie, ale jednak go przepuściła.
Na szczęście. Bo ja naprawdę nie miałam pojęcia jak rozwiązać tą sytuację w jakiś konstruktywny sposób.
Ktoś może ma pomysł, jak inaczej można by tą sytuację rozwiązać?