Wizytą w szpitalu „chwaliłam” się już na FB, a teraz przyszła pora na poszpitalne refleksje. Jak ktoś nie wie, to w piątek trafiłam na oddział chirurgii z rozpoznaniem zapalenia wyrostka i musiałam tam spędzić aż pięć dni i na ten to okres opuściłam wyrodnie własne dzieci, wcześniej oczywiście perfidnie je przyzwyczajając do mojej ciągłej obecności. A przecież ostrzegali mnie – „jak sobie przyzwyczaisz, to nie da ci się nigdzie ruszyć”. Oczywiście mowa o dziecku i o tym, że matka powinna zostawiać dziecko z innymi osobami, nie polegać wyłącznie na własnym cycku i ogólnie na wszelki wypadek nie przyzwyczajać dziecka, do tego, że jest ciągle obecna. Bo jak coś się stanie, to przecież dziecko przeżyje załamanie i tragedię. Więc już lepiej niech od małego wie, że poza mamą istnieje też świat.
Nieważne że płacze. I dziecko i matka. Prędzej czy później i tak będzie musiało to przeżyć. Lepiej więc prędzej – mniejsze rozczarowanie.
I ja się trochę obawiałam tej rozpaczy i rwania włosów z głowy. I tego, że sobie tam w domu nie poradzą. Ale nie oszukujmy się – przyszedł moment, że ból był silniejszy niż ta obawa i do szpitala trzeba było iść.
Klusek był trochę smutny…
I co? Klusek był co prawda trochę smutny, że nie może się do mamy przytulić i że musiał mamę zostawić samą w szpitalu, ale on już jest w takim wieku, że wiele rzeczy po prostu można mu wytłumaczyć. Poza tym Klusek już przeżył rozłąkę z mamą (w końcu, żeby urodził się Micha, mama przecież udała się do szpitala na kilka dni), więc o niego bardzo się nie martwiłam. To znaczy trochę się martwiłam, bo musieliśmy przez ten szpital przełożyć jego urodziny, odwołać gości i tak dalej, ale po pierwsze – nie było wyboru, a po drugie – Klusek przyjął to dzielnie i pod dobra opieką Dziadków i Tatusia bardziej martwił się o mamę niż o urodziny.
Za to Micha…
Ale bałam się, że Micha, który do tej pory nie przespał beze mnie ani jednej nocy, zrobi rodzinie w nocy Sajgon i że Tatuś ostatecznie na sygnale będzie z nim jechał do szpitala w środku nocy na cycka. A tu nic. Po pierwszej nocy Tatuś zdał raport, że Micha co prawda budził się trzy razy, ale dwa razy zasnął bez problemu z powrotem, a za trzecim potrzebna była butelka. Druga noc podobnie. I trzecia bez większych ekscesów.
Micha, który od urodzenia przyzwyczajony był spać z mamą w jednym łóżku, który od urodzenia na zawołanie w nocy zapychany był cyckiem, w sytuacji kryzysowej wykazał się męstwem.
Spotkanie na oddziale
Bałam się też, że jak przyjdą na oddział (a ktoś musiał przecież odciągnąć mleko), to będzie płacz, albo na powitanie, albo na wyjściu. A tu nic. Radosne „MAMA” od Michy, miliony pytań od Kluska, cycy, papa i spokojne opuszczenie sali.
Jeszcze tydzień temu na weselu Micha chciał być cały czas z mamą, a teraz jak mama w szpitalu, na zlocie rodzinnym podobno w ten sam sposób przyczepił się do taty.
Żadnych krzyków, żadnych histerii. Spokój, uśmiech i opanowanie.
A w przedszkolu?
Do tego Klusek ma już na swoim kącie pierwszy dzień w przedszkolu. Dzisiaj zaprowadziłam go po raz drugi i pani w rozmowie powiedziała mi, że Klusek „bardzo dobrze sobie radzi, jest samodzielny i w ogóle wykazuje gotowość przedszkolną.” Żadnych problemów z zostaniem nie ma, jeśli już, to z odbiorem. I dziwi Kluska to, że dzieci płaczą jak rodzice przywożą je do przedszkola.
Ja straszna matka
A tak mnie straszyli, że taką krzywdę robię sobie i dziecku. Bo przyzwyczajam. Ja straszna matka. Że sobie narobię problemów i nikt, ale to nikt, nie będzie mógł mi pomóc.
Jaki z tego morał?
Chyba tylko taki, że z dziećmi nigdy nie można wiedzieć wszystkiego na pewno, ale odbieranie im naszej obecności tylko na wszelki wypadek, z obawy przed tym, żeby się nie przyzwyczaiły, nie ma większego sensu. Wszystkiego i tak się nie przewidzi, a jak przyjdzie prawdziwa sytuacja kryzysowa, to dzieci mogą stanąć na wysokości zadania i niejednym nas zaskoczyć. Albo nie, ale wtedy też trzeba będzie sobie jakoś poradzić. W końcu nie będzie wyjścia.
Chłodne wychowanie?
Oczywiście być może sprawdziła się tu teoria, że dzieci, które w młodszym wieku mogą na kimś polegać, później łatwiej radzą sobie same, niż te których rodzice od razu zmuszają do samodzielnego radzenia sobie i ograniczają im wsparcie.Tak jak na przykład jest to opisane tutaj:
Profesor Michael Rutter, jeden z ważniejszych psychologów dziecięcych, odkrył, że „niemowlaki, które wychowywane są w bezpiecznym przywiązaniu pomiędzy 12 a 18 miesiącem życia, z dużo mniejszym prawdopodobieństwem niż inne niemowlaki, okazują dużą zależność w wieku czterech do pięciu lat. Bezpieczne przywiązanie buduje raczej autonomie niż zależność. (Źródło)
A Twoje dziecko jak się zachowywało, kiedy musiałaś zostawić je z kimś nowym po raz pierwszy?