Chciałam pierwotnie zatytułować ten post „zabawa dla leniwych” ale doszłam do wniosku, że byłaby to nieprawda. Bo ja przecież bardzo chętnie pobawiłabym się w coś bardziej wymagającego. Tylko naprawdę ostatnio nie mam siły na nic. Może to przez to, że Micha urządza mi nocne pobudki co 15 minut. A może jakieś przesilenie jesienne, czy coś. W każdym razie, sił mi brak. A Klusek ciągle „pobaw się” i „pobaw się”. No to dzisiaj bawiliśmy się we fryzjera.
Po dość nieudanym początku, o którym już pisałam na FB (więc nie będę się powtarzać), zabawa rozwinęła się we właściwym kierunku.
Co jest potrzebne:
- rodzic
- grzebień,
- plastikowe nożyczki (tylko plastikowe),
- opcjonalnie lustro,
- myślę, że sprawdziłaby się też suszarka, może wałki?
A czemu to zabawa dla zmęczonych? Bo polega głównie na siedzeniu. Rozsiadamy się wygodnie przed lustrem, dajemy dziecku narzędzia i dziecko bawi się samo. Ale jednak z rodzicem. Czuje, że poświęcam mu uwagę, a ja nic, ale to nic, nie muszę robić. No najwyżej – zdjęcie.