Twoje dziecko nie chce założyć butów, a Ty już musisz wychodzić? Rozrzuca zabawki i nie chce ich posprzątać? A może bije inne dzieci w piaskownicy? A najpewniej robi wszystkie te rzeczy i jeszcze wiele, wiele innych, które działają Ci na nerwy, a jednocześnie wyzwalają w Tobie takie wewnętrzne przekonanie, że coś powinnaś zrobić, jakoś zareagować, nauczyć, że tak nie można. Co wtedy?
Jak karać?
Kara jest wciąż bardzo częstym narzędziem wychowawczym w takich przypadkach. Oczywiście może mieć różne formy – klapsa, karnego jeżyka, fizycznego odebrania dziecku czegoś co lubi (zabawki, słodyczy), odebrania przywilejów (zakaz telewizora, komputera, wychodzenia z domu) itp. Specjaliści od wymierzania kar mówią, że żeby ta metoda była skuteczna muszą zostać spełnione pewne warunki, np. kara musi nastąpić zaraz po „złym” zachowaniu i najlepiej żeby miała związek z tym zachowaniem – żeby łatwo je było małemu człowiekowi ze sobą skojarzyć. Musi być zapowiedziana, żeby dziecko miało świadomość co je czeka. Musi też być dopasowana do dziecka i do przewinienia – nie za surowa, ale i nie za lekka.
Czy spełnienie tych punktów gwarantuje rezultat? Na pewno – problem pojawia się dopiero, kiedy zastanowimy się jaki rezultat zostanie osiągnięty. Czy dziecko zrozumie co zrobiło źle i czemu nie powinno tego robić? Niekoniecznie. Dowie się za to na pewno, że następnym razem musi się lepiej pilnować, żeby nie zostać przyłapanym, dowie się też że silniejszy ma prawo zrobić słabszemu przykrość, jeśli uważa, że tak jest lepiej. Więc jak karać? Moim zdaniem najlepiej wcale.
To może nagroda?
Skoro nie kara, to może nagroda? Zamiast karnego jeżyka obietnica cukierka, kiedy dziecko szybko założy buty? Lody za spokojne zakupy w sklepie? Albo pochwała każdego najdrobniejszego starania czy sukcesu w drodze ku „dobremu” zachowaniu?
Wiele się teraz mówi o tym, że nagrody działają lepiej niż kary i to ku nim należy się skłonić w procesie wychowywania dziecka. Co zyskujemy? Zmotywowane dziecko i wydawałoby się brak poniżenia i krzywdy wyrządzanej dziecku.
Ale… Właśnie – prawie każdy, kto kiedykolwiek obiecał trzylatkowi nagrodę za dobre zachowanie, a potem nie mógł tej nagrody dać, bo dziecko nie spełniło obietnicy, widział ten żal, smutek i rozczarowanie w oczach dziecka, które nie dostało obiecanej naklejki. Nagroda tak naprawdę działa na tej samej zasadzie co kara. Celem naszego działania w dalszym ciągu jest uniknięcie przykrej dla nas sytuacji – bo brak nagrody jest tak samo nieprzyjemny jak otrzymanie kary.
Poza tym – trzeba pamiętać, że korzystając w wychowaniu z kar i nagród, wzmacniamy w dzieciach działanie na zasadzie motywacji zewnętrznej. Uczymy że nauka czy miłe zachowanie nie jest wartością samą w sobie i nie warto poświęcać na nie swojej energii jeśli nie czeka nas za to konkretna nagroda czy kara.
Czytaj też: Dziadkowie wiedzą lepiej jak wychowywać Twoje dziecko?
To co? Nic nam nie zostaje?
To co? Nic nam nie zostaje? Musimy się zdać na dziecko? Przecież jeśli tak zrobimy, to jak nic czeka nas bezstresowe wychowanie, dziecko z brakiem wartości i szacunku do nas i do ludzi wokół, rozpieszczony bachor, który myśli, że wszystko mu wolno!
Czytaj też: 3 powody, dla których zarzuca mi się bezstresowe wychowanie
Też wydaje Ci się że są tylko te dwie opcje – kary i nagrody albo straszne bezstresowe wychowanie? Na szczęście to nieprawda. Mamy jako rodzice również inne możliwości.
Konsekwencje
Wszystko co robimy – zarówno my jak i nasze dzieci – ma swoje konsekwencje. My dorośli jesteśmy w stanie przewidzieć większość konsekwencji naszego działania – nie wstanę wystarczająco wcześnie, spóźnię się do pracy; nie zjem śniadania – będę głodny, nie zawiążę butów – przewrócę się; przesadzę z alkoholem – będę miał kaca, a i głupot przy okazji mogę narobić. Niektóre konsekwencje akceptujemy, innych staramy się uniknąć odpowiednio dostosowując nasze działanie. Pomyśl o sobie – czy jeśli zgubisz klucz do mieszkania, potrzebna Ci jest jeszcze kara lub nagroda, żeby następnym razem lepiej go pilnować? Raczej nie.
Dzieci też uczą się doświadczając konsekwencji własnego działania. Podejmują jakieś działania i albo osiągają sukces, albo odnoszą porażkę. Jeśli osiągają sukces – powtarzają swój proces działania. Jeśli rezultatem jest porażka – modyfikują swoje zachowanie, najczęściej do momentu kiedy w końcu im się uda (np. zejść z łóżka nie spadając na twarz), albo rezygnują i wzywają pomocy (Maaaaama!). Wydaje się to bardzo proste – pozwólmy dzieciom uczyć się na własnych błędach i wszystko będzie ok. I w pewnym sensie tak jest.
To są naturalne konsekwencje – przychodzą same, jako rezultat działania dziecka, a nie wynik pomysłów dorosłego. Na przykład jeśli ściągnę obrus ze stołu to pobiją się szklanki, a pyszne ciasto zamiast w mojej buzi wyląduje na podłodze, mogę się nawet skaleczyć – to naturalna konsekwencja; ale jeśli za ściągnięcie obrusu muszę iść do kąta, to już raczej kara.
Czytaj też: Stawianie granic w wychowaniu
Kiedy Twoja złość krzywdzi dziecko
Ale trzeba pamiętać, że to nie jest rozwiązanie każdej sytuacji. Działanie dziecka często ma wpływ nie tylko na dziecko, ale i na dorosłego. A poza tym, są takie sytuacje, które niosą ze sobą zwyczajnie zbyt duże ryzyko – nie pozwolimy przecież trzylatkowi siedzieć samemu przy otwartym oknie na piątym piętrze – bo w tym wypadku wnioski o tym, że trzeba uważać, mogą zwyczajnie przyjść za późno. I co wtedy?
Znów wracamy do kar i nagród? Czyli nie ma innego wyjścia?
Nie. Możemy w dalszym ciągu stosować konsekwencje. Dobrze jest jednak zdawać sobie sprawę z tego, że nie będą one naturalne. Często nazywamy je logicznymi konsekwencjami.
Żeby nie stały się one karami, trzeba jednak zastanowić się, o co nam chodzi. Jeśli chcemy, żeby dziecko się poczuło źle, chcemy udowodnić mu, że mamy nad nim władzę, chcemy je poniżyć, żeby wiedziało gdzie jego miejsce i kogo ma słuchać, to kara sprawdzi się całkiem dobrze. Albo „nauki” wypowiadane w złości – „No i zobacz co zrobiłeś! Nigdzie nie można z tobą wyjść! Przecież ci mówiłam tyle razy, w ogóle mnie nie słuchasz! Jesteś niegrzeczny! To teraz masz – płacz sobie! To twoja wina!”
Ale jeśli naszym celem jest to, żeby dziecko było bezpieczne, nasze potrzeby spełnione (np. chwila spokoju, zrobienie zakupów, wyjście z domu na czas), a dziecko zobaczyło, że w życiu podejmuje się różne decyzje i trzeba się liczyć z ich konsekwencjami, to warto podejść do tego odrobinę inaczej.
- Po pierwsze – tam gdzie to możliwe pozwolić dziecku odczuć konsekwencje jego działania, również te nieprzyjemne – nie zagadywać, nie odwracać uwagi, nie obiecywać cukierków, kiedy dziecko płacze, tylko zwyczajnie pozwolić przeżyć ból po upadku, żal i rozczarowanie, że czegoś się nie udało, albo coś się zgubiło. Ale oczywiście nie chodzi o to, żeby dziecku specjalnie takie lekcje stwarzać, bo większość dzieci w swoim życiu doświadcza wystarczająco dużo trudnych sytuacji.
- Po drugie – liczyć się z tym, że zachowanie dziecka ma konsekwencje również dla rodzica. To że dziecko pójdzie bez czapki i zmarznie, to problem dziecka. Ale jak się już przeziębi, to mama będzie musiała brać wolne, wyciągać gile z noska i walczyć o podanie leków. Jeśli nie jesteś na to gotowa (a masz takie prawo) zrób coś Ty, nie wymagaj od dziecka, że weźmie odpowiedzialność też za Ciebie. Powiedz np. „możesz iść bez czapki, ale JA na wszelki wypadek ją wezmę – jak zrobi Ci się zimno, to będziesz mógł ją nałożyć”. „Nie chcesz założyć butów, ok. Ale JA muszę już wyjść, jeśli nie założysz – JA wezmę Cię za rękę i pójdziesz bez butów.” „Jeśli nie przestaniesz sypać chłopca piaskiem, JA wyprowadzę Cię z piaskownicy i będziesz siedział ze mną lub pójdziemy do domu.”
Masz prawo bronić swoich granic, nawet w kontaktach z własnym dzieckiem. Dobrze jest tylko wtedy pamiętać jaki jest Twój cel. Nie chcesz, żeby dziecko czuło się źle, więc nie krzyczysz na nie, nie straszy, nie poniżasz, nie obrażasz. Zrobiłaś co mogłaś, żeby dziecko zachowało się tak, jak tego wymaga tego sytuacja, ale się nie udało, więc bierzesz odpowiedzialność za swoje granice i swoje potrzeby i zdecydowanie, ale grzecznie, spokojnie i bez gniewu, robisz to co możesz w danej sytuacji, żeby nikomu nie stała się krzywda. Nie zwalasz winy na dziecko, bo dziecko to tylko dziecko i ciągle się uczy. Bierzesz odpowiedzialność na siebie, nie zapominając o podstawowych zasadach dobrego wychowania i szacunku również w stosunku do dziecka. (Koniecznie przeczytaj też Twoje dziecko jest niegrzeczne – spróbuj tej metody)
W książce „Pozytywna dyscyplina” Jane Nelsen metoda ta nazwana jest „zdecyduj co ty zrobisz” i to bardzo dobrze oddaje całe jej założenie. Jeśli jeszcze nie czytałaś tej książki, to zdecydowanie polecam. Jest tam wiele takich „metod-kluczy”, które pozwolą Ci wychowywać dziecko bez kar i nagród, ale jednocześnie z dala od „wychowania bezstresowego”.
Więcej o książce „Pozytywna Dyscyplina” tutaj – Jak spełnić potrzeby dziecka i nie zwariować?
A jakie jest Twoje zdanie na temat kar i nagród? Uważasz że są potrzebne, można je stosować? A może udaje Ci się wychowywać dziecko bez nich i możesz się podzielić jakimiś sprawdzonymi sposobami, czy po prosu wesprzeć tych rodziców, którzy jeszcze w to nie wierzą? Proszę zostaw komentarz.
Będę mi też bardzo miło, jeśli udostępnisz ten wpis znajomym.