Czemu kary i nagrody nie działają i co robić zamiast

Twoje dziecko nie chce założyć butów, a Ty już musisz wychodzić? Rozrzuca zabawki i nie chce ich posprzątać? A może bije inne dzieci w piaskownicy? A najpewniej robi wszystkie te rzeczy i jeszcze wiele, wiele innych, które działają Ci na nerwy, a jednocześnie wyzwalają w Tobie takie wewnętrzne przekonanie, że coś powinnaś zrobić, jakoś zareagować, nauczyć, że tak nie można. Co wtedy?

Jak karać?

Kara jest wciąż bardzo częstym narzędziem wychowawczym w takich przypadkach. Oczywiście może mieć różne formy – klapsa, karnego jeżyka, fizycznego odebrania dziecku czegoś co lubi (zabawki, słodyczy), odebrania przywilejów (zakaz telewizora, komputera, wychodzenia z domu) itp. Specjaliści od wymierzania kar mówią, że żeby ta metoda była skuteczna muszą zostać spełnione pewne warunki, np. kara musi nastąpić zaraz po „złym” zachowaniu i najlepiej żeby miała związek z tym zachowaniem – żeby łatwo je było małemu człowiekowi ze sobą skojarzyć. Musi być zapowiedziana, żeby dziecko miało świadomość co je czeka. Musi też być dopasowana do dziecka i do przewinienia – nie za surowa, ale i nie za lekka.

Czy spełnienie tych punktów gwarantuje rezultat? Na pewno – problem pojawia się dopiero, kiedy zastanowimy się jaki rezultat zostanie osiągnięty. Czy dziecko zrozumie co zrobiło źle i czemu  nie powinno tego robić? Niekoniecznie. Dowie się za to na pewno, że następnym razem musi się lepiej pilnować, żeby nie zostać przyłapanym, dowie się też że silniejszy ma prawo zrobić słabszemu przykrość, jeśli uważa, że tak jest lepiej. Więc jak karać? Moim zdaniem najlepiej wcale.

To może nagroda?

Skoro nie kara, to może nagroda? Zamiast karnego jeżyka obietnica cukierka, kiedy dziecko szybko założy buty? Lody za spokojne zakupy w sklepie? Albo pochwała każdego najdrobniejszego starania czy sukcesu w drodze ku „dobremu” zachowaniu?

Wiele się teraz mówi o tym, że nagrody działają lepiej niż kary i to ku nim należy się skłonić w procesie wychowywania dziecka. Co zyskujemy? Zmotywowane dziecko i wydawałoby się brak poniżenia i krzywdy wyrządzanej dziecku.

Ale… Właśnie – prawie każdy, kto kiedykolwiek obiecał trzylatkowi nagrodę za dobre zachowanie, a potem nie mógł tej nagrody dać, bo dziecko nie spełniło obietnicy, widział ten żal, smutek i rozczarowanie w oczach dziecka, które nie dostało obiecanej naklejki. Nagroda tak naprawdę działa na tej samej zasadzie co kara. Celem naszego działania w dalszym ciągu jest uniknięcie przykrej dla nas sytuacji – bo brak nagrody jest tak samo nieprzyjemny jak otrzymanie kary.

Poza tym – trzeba pamiętać, że korzystając w wychowaniu z kar i nagród, wzmacniamy w dzieciach działanie na zasadzie motywacji zewnętrznej. Uczymy że nauka czy miłe zachowanie nie jest wartością samą w sobie i nie warto poświęcać na nie swojej energii jeśli nie czeka nas za to konkretna nagroda czy kara.

Czytaj też: Dziadkowie wiedzą lepiej jak wychowywać Twoje dziecko?

To co? Nic nam nie zostaje?

To co? Nic nam nie zostaje? Musimy się zdać na dziecko? Przecież jeśli tak zrobimy, to jak nic czeka nas bezstresowe wychowanie, dziecko z brakiem wartości i szacunku do nas i do ludzi wokół, rozpieszczony bachor, który myśli, że wszystko mu wolno!


Czytaj też: 3 powody, dla których zarzuca mi się bezstresowe wychowanie


Też wydaje Ci się że są tylko te dwie opcje – kary i nagrody albo straszne bezstresowe wychowanie? Na szczęście to nieprawda. Mamy jako rodzice również inne możliwości.

Konsekwencje

Wszystko co robimy – zarówno my jak i nasze dzieci – ma swoje konsekwencje. My dorośli jesteśmy w stanie przewidzieć większość konsekwencji naszego działania – nie wstanę wystarczająco wcześnie, spóźnię się do pracy; nie zjem śniadania – będę głodny, nie zawiążę butów – przewrócę się; przesadzę z alkoholem – będę miał kaca, a i głupot przy okazji mogę narobić. Niektóre konsekwencje akceptujemy, innych staramy się uniknąć odpowiednio dostosowując nasze działanie. Pomyśl o sobie – czy jeśli zgubisz klucz do mieszkania, potrzebna Ci jest jeszcze kara lub nagroda, żeby następnym razem lepiej go pilnować? Raczej nie.

Dzieci też uczą się doświadczając konsekwencji własnego działania. Podejmują jakieś działania i albo osiągają sukces, albo odnoszą porażkę. Jeśli osiągają sukces – powtarzają swój proces działania. Jeśli rezultatem jest porażka – modyfikują swoje zachowanie, najczęściej do momentu kiedy w końcu im się uda (np. zejść z łóżka nie spadając na twarz), albo rezygnują i wzywają pomocy (Maaaaama!). Wydaje się to bardzo proste – pozwólmy dzieciom uczyć się na własnych błędach i wszystko będzie ok. I w pewnym sensie tak jest.

To są naturalne konsekwencje – przychodzą same, jako rezultat działania dziecka, a nie wynik pomysłów dorosłego. Na przykład jeśli ściągnę obrus ze stołu to pobiją się szklanki, a pyszne ciasto zamiast w mojej buzi wyląduje na podłodze, mogę się nawet skaleczyć – to naturalna konsekwencja; ale jeśli za ściągnięcie obrusu muszę iść do kąta, to już raczej kara.


 

Czytaj też: Stawianie granic w wychowaniu

Kiedy Twoja złość krzywdzi dziecko


 

Ale trzeba pamiętać, że to nie jest rozwiązanie każdej sytuacji. Działanie dziecka często ma wpływ nie tylko na dziecko, ale i na dorosłego. A poza tym, są takie sytuacje, które niosą ze sobą zwyczajnie zbyt duże ryzyko – nie pozwolimy przecież trzylatkowi siedzieć samemu przy otwartym oknie na piątym piętrze – bo w tym wypadku wnioski o tym, że trzeba uważać, mogą zwyczajnie przyjść za późno. I co wtedy?

Znów wracamy do kar i nagród? Czyli nie ma innego wyjścia?

Nie. Możemy w dalszym ciągu stosować konsekwencje. Dobrze jest jednak zdawać sobie sprawę z tego, że nie będą one naturalne. Często nazywamy je logicznymi konsekwencjami.

Żeby nie stały się one karami, trzeba jednak zastanowić się, o co nam chodzi. Jeśli chcemy, żeby dziecko się poczuło źle, chcemy udowodnić mu, że mamy nad nim władzę, chcemy je poniżyć, żeby wiedziało gdzie jego miejsce i kogo ma słuchać, to kara sprawdzi się całkiem dobrze. Albo „nauki” wypowiadane w złości – „No i zobacz co zrobiłeś! Nigdzie nie można z tobą wyjść! Przecież ci mówiłam tyle razy, w ogóle mnie nie słuchasz! Jesteś niegrzeczny! To teraz masz – płacz sobie! To twoja wina!”

Ale jeśli naszym celem jest to, żeby dziecko było bezpieczne, nasze potrzeby spełnione (np. chwila spokoju, zrobienie zakupów, wyjście z domu na czas), a dziecko zobaczyło, że w życiu podejmuje się różne decyzje i trzeba się liczyć z ich konsekwencjami, to warto podejść do tego odrobinę inaczej.

  • Po pierwszetam gdzie to możliwe pozwolić dziecku odczuć konsekwencje jego działania, również te nieprzyjemne – nie zagadywać, nie odwracać uwagi, nie obiecywać cukierków, kiedy dziecko płacze, tylko zwyczajnie pozwolić przeżyć ból po upadku, żal i rozczarowanie, że czegoś się nie udało, albo coś się zgubiło. Ale oczywiście nie chodzi o to, żeby dziecku specjalnie takie lekcje stwarzać, bo większość dzieci w swoim życiu doświadcza wystarczająco dużo trudnych sytuacji.
  • Po drugie – liczyć się z tym, że zachowanie dziecka ma konsekwencje również dla rodzica. To że dziecko pójdzie bez czapki i zmarznie, to problem dziecka. Ale jak się już przeziębi, to mama będzie musiała brać wolne, wyciągać gile z noska i walczyć o podanie leków. Jeśli nie jesteś na to gotowa  (a masz takie prawo) zrób coś Ty, nie wymagaj od dziecka, że weźmie odpowiedzialność też za Ciebie. Powiedz np. „możesz iść bez czapki, ale JA na wszelki wypadek ją wezmę – jak zrobi Ci się zimno, to będziesz mógł ją nałożyć”. „Nie chcesz założyć butów, ok. Ale JA muszę już wyjść, jeśli nie założysz – JA wezmę Cię za rękę i pójdziesz bez butów.” „Jeśli nie przestaniesz sypać chłopca piaskiem, JA wyprowadzę Cię z piaskownicy i będziesz siedział ze mną lub pójdziemy do domu.”

Masz prawo bronić swoich granic, nawet w kontaktach z własnym dzieckiem. Dobrze jest tylko wtedy pamiętać jaki jest Twój cel. Nie chcesz, żeby dziecko czuło się źle, więc nie krzyczysz na nie, nie straszy, nie poniżasz, nie obrażasz. Zrobiłaś co mogłaś, żeby dziecko zachowało się tak, jak tego wymaga tego sytuacja, ale się nie udało, więc bierzesz odpowiedzialność za swoje granice i swoje potrzeby i zdecydowanie, ale grzecznie, spokojnie i bez gniewu, robisz to co  możesz w danej sytuacji, żeby nikomu nie stała się krzywda. Nie zwalasz winy na dziecko, bo dziecko to tylko dziecko i ciągle się uczy. Bierzesz odpowiedzialność na siebie, nie zapominając o podstawowych zasadach dobrego wychowania i szacunku również w stosunku do dziecka. (Koniecznie przeczytaj też Twoje dziecko jest niegrzeczne – spróbuj tej metody)

W książce „Pozytywna dyscyplina” Jane Nelsen metoda ta nazwana jest „zdecyduj co ty zrobisz” i to bardzo dobrze oddaje całe jej założenie. Jeśli jeszcze nie czytałaś tej książki, to zdecydowanie polecam. Jest tam wiele takich „metod-kluczy”, które pozwolą Ci wychowywać dziecko bez kar i nagród, ale jednocześnie z dala od „wychowania bezstresowego”.

Więcej o książce „Pozytywna Dyscyplina” tutaj – Jak spełnić potrzeby dziecka i nie zwariować?

A jakie jest Twoje zdanie na temat kar i nagród? Uważasz że są potrzebne, można je stosować? A może udaje Ci się wychowywać dziecko bez nich i możesz się podzielić jakimiś sprawdzonymi sposobami, czy po prosu wesprzeć tych rodziców, którzy jeszcze w to nie wierzą? Proszę zostaw komentarz.

Będę mi też bardzo miło, jeśli udostępnisz ten wpis znajomym.

  • Kary i nagrody to temat mojej pracy licencjackiej :) nie będę się jednak rozwodzić na ten temat, bo wydaje mi się że najważniejsze informacje przekazałaś już wyżej i zgadzam się z nimi.
    Jeszcze nie wprowadziłam ani kar ani nagród, bo uważam że to jeszcze za wcześnie. Konsekwencja – właśnie nad tym teraz pracujemy :) a czy wprowadzimy dodatkowo nagrody i kary – czas pokaże. Póki co nie ma takiej potrzeby :)

    • A w jakich, Twoim zdaniem, sytuacjach wprowadzenie kar i nagród miałoby sens? :)

  • Bardzo ładnie wszystko zawarłaś w swoim wpisie. Wszystko co robimy ma swoje konsekwencje, a co do kar i nagród, powinniśmy zachować jasność umysłu i umiar.

  • zamiast kar i nagród po prostu naturalne konsekwencje – bardzo mądrze i rozsądnie

    • A co w sytuacji, kiedy naturalne konsekwencje wyboru dziecka ponosi rodzic? Bo np. naturalną konsekwencją tego, że dziecko nie wysika się przed wyjściem z domu, będzie to, że albo się zasika i mama będzie musiała z mokrym latać po mieście, albo w panice będzie wysiadać na wcześniejszym przystanku, żeby dziecko mogło się gdzieś załatwić :)

  • Marta

    Ok czytam już o tym nie pierwszy raz i zgadzam sie z tym ale w praktyce nie umiem tego zastosować, no bo co w przypadku gdy np. syn krzyczy a ja proszę go, żeby był cicho bo może obudzić małego braciszka, nie chce się przebrać w piżamę lub iść się myć na wieczór. Jasne nic się nie stanie jak pójdzie brudny spać i w ubraniu ale jemu to się spodoba i będzie chciał tak zawsze. Albo biega na bosaka po zimnej podłodze i proszę go milion razy, żeby założył buty (ciągle choruje), chce coś słodkiego, chce grać na komputerze a ja mu nie pozwalam jest ryk. Albo ciągle mówi że jestem brzydka, paskuda (wiem, ma do tego prawo nie muszę mu się podobać) ale jak zaczyna tak do babci, dziadka, cioci itp. to już nie jest fajne. I co ja mam zrobić w tych przypadkach. Ogólników się już naczytałam teraz poproszę konrety. Pozdrawiam Marta

    • Wydaje mi się, że tu jest wiele problemów, na które nie ma jednej słusznej metody. Bo wszystko zależy też od Twoich granic i tego co chcesz osiągnąć. Na pewno ważne jest to, żeby nie zakładać, że zastosowanie jakichkolwiek metod spowoduje, że dziecko będzie zawsze szczęśliwe i nigdy nie będzie płakać. Naturalne jest, że jak dziecko chce coś zrobić, a nie może, to jest smutne i czasem chce sobie popłakać. Tak jak dorosły, który niezadowolony z czegoś rzuci czasem „mięsem” albo kopnie najbliższe drzewo. Nie wszystko w życiu musi nam się podobać i możemy to przecież okazywać (więcej pisałam tutaj – http://www.naszekluski.pl/2015/10/nie-grzeczne-dziecko/). W sytuacji mówienia „brzydka” ja się po prostu staram tłumaczyć jakie emocje może wywołać takie słowo w innych ludziach, bo często dzieci nie mają o tym pojęcia. A co do mycia – czytałam ostatnio taką wypowiedź Agnieszki Stein, że dzieci myją się jak czują się brudne. Jak dziecko czuje się brudne, to się umyje bez gadania, ale jak się nie czuje, to nie widzi potrzeby. W tym wywiadzie była mowa np. o tym, żeby zasugerować dzieciom powąchanie własnych rąk, żeby mogły same stwierdzić, ze są brudne. Ale oczywiście możliwości są inne – chodzi o to, żeby dać dzieciom możliwość samodzielnie ocenić ich stan czystości. Można w międzyczasie uświadamiać co do zarazków, potu, zdrowia itd, ale takie nauki najczęściej potrzebują jednak czasu. A czy naprawdę wydaje Ci się, że Twoje dziecko będzie chciało zawsze chodzić brudne spać? Kiedy na horyzoncie pojawi się dziewczyna czy koledzy, którzy stwierdzą, że coś nieprzyjemnie pachnie, lub nieopatrznie nazwą brudasem – okaże się, że Twoje dziecko poczuje nieodpartą potrzebę prysznica trzy razy dziennie :) Trudno tak odpowiedzieć na wszystkie te sytuacje na raz:) Może mogę zadać te pytania na naszym profilu FB, pewnie znajdą się rodzice, którzy będą mogli podsunąć jakieś działanie. Co Ty na to? :)

    • Cześć Marta!
      Jeśli mogę dorzucić swoje 5 groszy, to chciałam zwrócić jeszcze uwagę na spokój lub jego brak. Za każdym razem, jak ja albo mąż, trafimy opanowanie, dzieci bardzo trudno uspokoić. Jak zachowuję dystans do ich niepożądanych zachowań, powtarzam swoje, tłumaczę, nie pozwalam im zatrzymywać się w ich płaczu, krzyku i buncie dłużej niż to konieczne, jest dobrze. U nas problemem są np. wyjścia do przedszkola rano, szczególnie po jakimś dłuższym czasie niebycia tam. Traumą jest budzenie i panna Zofia bywa bardzo naburmuszona. Zdejmuje swoją czapkę, rzuca na chodnik i skacze po niej, siada na chodniku, staje, zakładając ręce, płacze itp. Wtedy po prostu powtarzam, że musimy pójść, żeby zdążyć na autobus, bo jak nie zdążymy to będziemy musieli iść piechotą (czasem chodzimy) i pytam, czy ma ochotę dzisiaj spacerować, czy woli jechać autobusikiem (zwykle zastanawia się chwilę, trochę to uspokaja). Jak zrzuca czapkę, podnoszę, mówię, że czapce na pewno nie jest miło, bo nic złego jej nie zrobiła, chroni ją przed słoneczkiem, a tak niefajnie ją potraktowała i teraz czapeczka będzie smutna i brudna (biorę tę czapkę i niosę, drugą ręką biorę dzieciaka za rękę albo lekko popycham naprzód).

      Wracając do Twoich pytań: moje dzieci nie lubią się myć. Nie wiem czemu (dopiero trzecie polubiło). Czasem po prostu biorę na ręce, opowiadam coś i wkładam do wody, albo zachęcam do wejścia. Rozbieram w łazience i opowiadam jak działa pralka. Albo wyjmuję rękę z rękawa i opowiadam o zarazkach na ręce, które bardzo lubią siedzieć w brudzie. Jakoś do mycia zębów udało się przekonać robaczkami (udawałam, że je widzę, jak siedzą i gryzą dziury w zębach, i ze trzymają się, jak ja je myję, ale zaraz dam radę, zaraz już sobie pójdzie, ale paskud itd).

      Nie stresuj się. Wszystkie dzieci płaczą, wszystkie bywają niemiłe, albo są niemiłe przez długie dni i tygodnie. Kochaj je. Tłumacz im świat, emocje swoje i ich emocje. One tego nie wiedzą, musisz im powiedzieć i pokazać. I umiesz to zrobić. Daj im zgodę na to, by były dziećmi. W swoim sercu musisz mieć na to zgodę, będzie wtedy łatwiej i one to będą czuć.

      Pozdrawiam!

      • Bardzo fajnie napisane – nasza postawa i nasze oczekiwania mają bardzo duży wpływ na to jak odbieramy zachowanie naszych dzieci. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)

  • Fajna synteza, podoba mi się zastosowanie komunikatu „ja”, całość fajnie sobie przypomnieć co jakiś czas, więc za tekst dziękuję. Popraw proszę jednak błąd – idzie się do kąta a nie do konta (we fragmencie o naturalnych konsekwencjach).

    • Dzięki. No niestety moje zdolności w kwestii syntezy przekładają się na braki w kwestii analizy (szczególnie błędów ortograficznych). Przepraszam:)

  • Temat u mnie na czasie. Bo właśnie Piotruś „pokazuje rogi” od pewnego czasu, sprawdza na co mu mama pozwoli. Na początku denerwowałam się, krzyczałam ale nie przynosiło to pożytku, więc zaczęłam kombinować jak trafić do 2,5-latka. Nie wiem czy dobrze robię. Ostatnio na podwórku jadł trawę, mówiłam mu kilka razy żeby przestał, więc uprzedziłam, że jak dalej tak będzie robił (informowanie o bólu brzucha nie poskutkowało) to pójdzie do domu i już nie wyjdziemy na dwór. Nie posłuchał więc poszedł do domu z płaczem. Zdarza się, że wchodzi na młodszego braciszka, przygniata go, a Szymuś płacze. Więc stanowczo wołam, by przestał bo Szymonka boli i płacze. Piotruś nadal robi to samo więc ostrzegam go, że pójdzie na „fotel przemyśleń” jeśli nie przestanie. Fotel przemyśleń polega na tym, że siadam na fotelu, biorę Piotrka na kolana i siedzimy tak nieruchomo przez 2 minuty (tyle ile ma lat). Piotruś tego bardzo nie lubi i często to ostrzeżenie działa – Piotrek przestaje. Dzisiaj wieczorem spędzał czas w ogródku – wołałam go już na kąpiel, bo woda stygła w wannie. Piotrek nie chciał przyjść, tłumaczę mu że już czas, itd. Nadal nie chciał, więc ostrzegłam go, że albo pójdzie „po dobroci” do domu albo wezmę go „siłą” (czyli na ręce) w końcu poszedł się kąpać. Moje metody może nie są najlepsze, ale przyznam, że działają. Nie zawsze udaje mi się znaleźć właściwe konsekwencje, za karami nie jestem bo to jakoś jest dla mnie przykre, gdyby na przykład za jakieś wcześniejsze zachowanie niewłaściwe miałabym mu odebrać jakąś przyjemność, która nie jest związana ze złym zachowaniem. Jednak gdyby mój synek nie chciał założyć butów przy wychodzeniu na dwór, to chyba założyłabym mu je na siłę, albo powiedziała, że inaczej zostanie w domu i mama pójdzie sama (oczywiście ja akurat mam na miejscu dziadków a Piotruś ma etap, że tylko mama i wszędzie z mamą). Zauważyłam, że spokojne ale stanowcze nasze ostrzeżenia dużo dają i pomagają Piotrusiowi w jego zachowaniu. Przepraszam, że się rozpisałam.

    • Bardzo dziękuję za komentarz. Ta sprawa zakładania butów to tylko przykład. Wiadomo, że każda z nas ma inne granice. Dla mnie wyjście bez butów, to nie tragedia. Ktoś inny mógłby powiedzieć, nie chcesz zakładać, ale musimy wyjść, więc ja Ci te buty założę. Nie chodzi o konkretne zdanie, tylko o podejście – ja Ci tych butów nie zakładam za karę, ani żeby Ci się zrobiło smutno czy przykro, ani żebyś się przez to czegoś nauczył; ja Ci je zakładam, bo musimy wyjść i po prostu innej opcji nie widzę w tej chwili. Nie jest moim celem dać Ci nauczkę, tylko dotrzeć na czas na spotkanie.
      Ale w sprawie tej trawy czy fotela, to wydaje mi się jednak, że to są kary. Z tego co opisujesz, to Twoim celem było raczej to, żeby synek wiedział, że mama jest konsekwentna i że musi się jej słuchać, bo inaczej nie dostanie tego czego chce (np. zabawy na dworze). Chcesz mu pokazać, że bicie jest złe, ale dwulatki mają tak czasem, że biją. Często dlatego, że nie wiedzą jak inaczej się bawić, zwrócić uwagę czy coś w tym stylu. Więc może równie skuteczną, a jednak budującą dla dziecka formą, byłoby zabranie Piotrusia tak, żeby nie bił (bo na to pozwolić przecież nie można) i porozmawianie z nim o tym, dlaczego bije, czy chciał się pobawić, czy się zezłościł i o tym, że są inne metody dostania tego czego chciał, bez bicia. Małe dzieci nie bardzo są w stanie sobie „przemyśleć” swoje zachowanie samodzielnie. Być może nie podziała to tak szybko jak kara, ale trzeba pamiętać, że kary niosą ze sobą konsekwencje negatywne, również długoterminowo – psują więź, podkopują samoocenę, każą polegać na innych w kwestii tego co jest dobre, a co złe (na razie jesteś to ty, ale już za moment mogą być koledzy w klasie albo inne guru). Kara jest wszędzie tam, gdzie naszym celem jest to, żeby dziecko poczuło się gorzej. Autorka „Pozytywnej dyscypliny”, o której pisałam twierdzi właśnie, że to jeden z największych absurdów dorosłych – sprawiamy, że nasze dzieci czują się gorzej, po to żeby zachowywały się lepiej, podczas gdy tak naprawdę dopiero dzieci, które czują się dobrze, zachowują się dobrze. Naprawdę polecam tę książkę:) Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do dalszego rozpisywania się do woli:)

  • Tak robimy i działa! Pozdrawiam! :)

  • Kala

    Jesteś wielka:) to Ciebie szukałam :) Czytałam książkę „Metoda bez porażek” Gordona i wszystkim ją polecam. Nie jest łatwe stosowanie tej metody ale jak już się ogarnie aktywne słuchanie to jest po prostu genialnie :) Powiedz mi Olu czy znasz tą pozycję? Jakie jeszcze lektury polecasz, jakich nauczycieli? Pozdrawiam gorąco

    • Nazwisko Gordona gdzieś mi się obiło o uszy, ale nie zgłębiałam tematu. Jeszcze :) A co do polecanych przeze mnie nauczycieli, to zaczęłabym klasycznie – od Korczaka, na pewno też Juula, Agnieszkę Stein, jest trochę tego:) Pozdrawiam

  • SpełnionaMama

    Bardzo dziękuję za ten artykuł. Faktycznie jest sporo pozycji na rynku traktujących w zdrowy sposób o metodach wychowawczych jednak stosowanie kar i nagród to temat który powraca w moim macierzyństwie. Jak w sposób pełen szacunku stawiać granice i uczyć. Niby wiem bo przeczytałam jednak …Jak zastosować to w codziennych sytuacjach pełnych pośpiechu, napięć…ano powoli i konsekwentnie , ze zrozumieniem i łagodnością dla siebie samej gdy popełniamy błędy, przede wszystkim wtedy też pokazujemy naszym latoroślom jak być dobrym dla siebie. Potrzebna jest uważność na co dzień i praktyka:) adekwatne konsekwencje zamiast kar i nagród jestem całą sobą ZA! Uściski dla Wszystkich Mam :)

    • Bardzo dziękuję za komentarz:) Faktycznie najważniejsze, to żeby iść powoli, ale do przodu. Wszystkiego na raz nie da się zrobić:) Pozdrawiam :)

  • Hmmm sytuacja a butami u nas wygląda tak, że mówię po prostu córce że ja wyjdę a ona zostanie sama :) ale to trochę straszenie, zmienię na to, że pójdzie boso :) wydaje mi się łagodniejszą formą 😉 generalnie staram się właśnie wprowadzać konsekwencje i pozwalam odczuć je dziecku

    • Dzięki za komentarz:) Problem z powiedzeniem „Bo zostaniesz sama w domu” dla mnie leży w tym, że nie da się go zrealizować. To jest takie samo straszenie jak to, że przyjdzie Baba Jaga. Nie przyjdzie, ani dziecka w domu samego nie zostawisz. Więc ja osobiście wolę operować tym, co realne do wykonania:) Pozdrawiam :)

  • Prawda jest taka, że większość konsekwencji zachowań małych dzieci dotyczy rodziców. Jak dziecko nie chce posprzątać klocków to w konsekwencji sami musimy je sprzątnąć itd. Chyba że wymyślimy karę żeby dziecko zmobilizować. Koło zamknięte niestety…

    • To prawda, że działanie dzieci ma konsekwencje dla rodziców. Tak samo jak działanie innych dorosłych często niesie konsekwencje dla nas samych. Nikomu jednak nie przychodzi do głowy, żeby karać koleżankę z pracy za to, że się rozchorowała i nie przyszła i ja musiałam siedzieć dłużej w pracy. Męża, który zapomniał zrobić zakupów i teraz nie ma co jeść, też nie wysyłamy na 30 minut na karnego jeżyka.
      Właśnie o to chodzi z tym braniem odpowiedzialności na siebie – ja mam dosyć sprzątania po dziecku zabawek, rozmawiam z nimi, próbujemy ustalić jakieś rozwiązanie, szczerze wierzę w to, że one chcą mi pomóc, ale też wiem, że w tym wieku, z tą chęcią pomocy bywa różnie i pięciolatek może teraz chcieć, a za pół godziny już nie, niezależnie od tego co obiecał. Ja to wiem, rozumiem, ale wiem też, że po prostu nie wytrzymam kolejnej awantury o zabawki, więc decyduję, że jeśli przypadkiem podczas sprzątania dziecko odmówi współpracy, to po prostu zrobię to i to (np. zbiorę to co nie posprzątane do pudła i oddam za dwa dni, chociaż oczywiście każdy może mieć własne wytycze w kwestii tego co robić może, a co nie). Ja nie robię tego po to, żeby dziecko ukarać, robię to po to, żeby osiągnąć swój cel, bo ja jako rodzic też mam prawo mieć swoje cele i swoje granice. Nie chcę, żeby dziecko poczuło się źle, nie chce żeby dostało nauczkę, po prostu podejmuję kroki, po to, żeby moje potrzeby też były spełnione. Nie szantażuję, bo to nie jest moja metoda na to, żeby dziecko zrobiło to co ja chcę. To jest moja metoda na to, żebym ja mogła coś zrobić dla siebie. Żeby szanować moje potrzeby. Ale potrzeby dziecka też szanuję i nie wymagam od dziecka, że zawsze będzie robić to co ja chcę. Pozdrawiam :)

  • Jestem w trakcie czytania książki „Wychowanie bez nagród i kar” :) więc temat dla mnie. Do tej pory obyło się u nas bez nagród i kar- mam nadzieję, że tak zostanie.
    Pójście do kąta, zamknięcie dziecka w pokoju albo lody za zakupy to nie jest dobre rozwiązanie.

  • Ciekawy post. Zawsze myślałam, że nagradzanie i karanie to świetne rozwiązanie na dobre wychowanie.

    • Jeszcze wiele osób tak myśli, nie zastanawiając się nad tym na jakiej zasadzie to działa. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)

  • Mówi się, że podstawą jest relacja. Przy dobrej relacji między nami a dzieckiem kary i nagrody są mniej potrzebne. Zwykły dialog może wiele zdziałać, choć z maluchami nie jest tak łatwo z powodu poziomu dojrzałości ich myślenia.

    • Dziękuję za komentarz:) Tak się zastanawiam, czy kary i nagrody mogą ten poziom dojrzałości w dzieciach podnieść? Czy jednak po prostu trzeba poczekać, pokazywać, uczyć i tłumaczyć, a kary i nagrody są w takiej sytuacji zbędne?

  • MMP

    Karanie i nagradzanie tylko upraszcza sprawę, niekoniecznie na lepsze. Pozdrawiam :)

    • Upraszcza z punktu widzenia rodzica, szybszego załatwienia sprawy itp, ale w perspektywie wydaje mi się, że może też wiele utrudnić – kontakt z dzieckiem, zaufanie, wewnętrzną motywację … Czy o to chodzi? :)

  • Marlena Dymowska

    Tez jestem zdania, że bez kar i nagród da rade wychować dziecko. 7 lat już za mną i ciągle się uczę. Jednak gdy jest między ludźmi więź i zrozumienie to o wiele łatwiej. Owszem bywają sytuację gdy nie zawsze się dogadujemy, a raczej nie wszystko jest po mojej myśli, ale zawsze traktuje dziecko z szacunkiem. Dobrym sposobem jest pomyslenie jak w takiej sytuacji odezwałabym się do najlepszego przyjaciela, by zaangażować go w jakiś pomysł bez krzyku, kar i nagród. Bo przecież dzieci to nie nasz wróg z którym toczymy walkę tylko nasi najbliżsi na całe życie. Warto zadbać o dobre relacje :) a blog jest kopalnia wszelkich ważnych spraw i oby docierał do jak największej ilości osób :)

    • Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Faktycznie myślenie o tym, że dziecko to nasz przyjaciel bardzo pomaga. Myślę sobie, że z tym że nie zawsze jest super, to tak samo jest z przyjaźnią właśnie – czasami się kłócimy, ale jednam zawsze wiemy, że możemy na siebie liczyć:) Pozdrawiam