Czemu Twoje dziecko jest ciągle niezadowolone (chociaż tak się starasz)

Też tak masz?

Starasz się jak możesz, żeby urządzić dziecku super bal karnawałowy? Kupić idealny prezent? Udekorować piękny pokoik? Zorganizować wycieczkę, której nie zapomni do końca życia? Bo przecież na nas rodzicach, ciąży obowiązek zadbania o piękne wspomnienia z dzieciństwa naszych dzieci. Wszystko musi być idealnie, jak w filmie, jak w reklamie – szczęśliwa czteroosobowa rodzina siada do radosnego śniadania. Dziecko otwiera prezent, robi wielkie oczy i rzuca się z radości rodzicom w ramiona. Wspólna gra łączy rodzeństwo i rodziców. A wycieczka do muzeum wywołuje radość na twarzach wszystkich obecnych.  Wszyscy się cieszą, uśmiechają, rozmawiają… W śnieżnobiałych koszulach, na które nic się nie wylewa… Piękny obrazek.

Tylko czemu pomimo tych naszych starań okazuje się, że dziecko akurat nie ma świątecznego nastroju. Piękna sukienka, tak starannie wybrana na świąteczną kolację, po dwóch minutach za stołem jest już zalana sokiem z czarnej porzeczki i umazana czekoladą. Otwierając prezent dziecko rzuca się, i owszem, mamie na szyję, tylko zamiast radości jest rozpacz, bo coś jest nie tak. Przy śniadaniu jest płacz, bo jeden chce akurat  jajko, a drugi naleśniki, a mama przecież wstała wcześnie rano, żeby przygotować wszystkim świeże gofry! Zanim wszyscy siądą do gry, zdążą się pięć razy pokłócić, bo obaj chcą zielony pionek, a w ogóle to jeden chce jeść, drugi iść na spacer, a Tatuś najchętniej sprawdziłby jeszcze coś w internecie. Wycieczka do muzeum okazuje się katastrofą, bo nic nie można dotykać, a w ogóle to zanim kupimy bilety, rozbierzemy się w szatni i zrobimy rutynowo siku, wszyscy robią się już głodni i nikt nie ma ochoty na zwiedzanie?

Dorośli zachowują się jak dzieci

Niedawno pisałam o książce Korczaka – „Jak kochać dziecko”. W ramach recenzji przytoczyłam kilka ciekawszych cytatów, ale jeden zostawiłam sobie na oddzielny artykuł.


 

„Jak często jesteśmy podobni do dziecka, które przystroiło kota we wstążkę, częstuje go gruszką, daje do oglądania malowanki i dziwi się, że niecnota pragnie wymknąć się taktownie lub, zrozpaczony, zadrapie” 

Janusz Korczak „Jak kochać dziecko”


 

Czy ten opis coś Ci przypomina? Mam nadzieję, że tak.

Jak często starasz się, żeby życie Twojego dziecka było najszczęśliwsze, najbardziej kolorowe, ekscytujące, fascynujące… Po prostu naj? Im bardziej się starasz, tym bardziej Twoje dziecko jest niezadowolone, zniechęcone, a nawet agresywne? Zamiast radości, którą Twoje starania powinny wywołać, masz smutek, niechęć, krzyk… Im więcej smutku, niechęci i krzyku Twojego dziecka, tym bardziej jesteś przekonana, że coś zrobiłaś nie tak, jesteś złą matką, złym ojcem… Albo odwrotnie, skłaniasz się ku przekonaniu, że rzeczywiście – dzisiejszych dzieci nie da się zadowolić, są roszczeniowe, rozpieszczone, niewdzięczne… Tak czy siak, dziecięcy smutek i złość przechodzi powoli na Ciebie.

W końcu po co masz się starać? Po co to wszystko? Nie chcą mieć wspaniałych wspomnień – to nie! Bez łaski!

Stop.

Dzieci zachowują się jak kot

Zastanów się teraz. Czemu kot z cytatu nie ma ochoty oglądać malowanek, jeść gruszek i siedzieć spokojnie obwiązany we wstążki? Przecież malowanki zapewne piękne, gruszki pyszne, słodziutkie, a we wstążkach wygląda tak słodziutko. Odpowiedź jest oczywiście prosta i oczywista – bo jest kotem i lubi chodzić swoimi drogami.

To teraz zastanów się, czemu Twoje dziecko nie ma ochoty grzecznie i spokojnie siedzieć w pięknej, acz niewygodnej sukience? Czemu nie chce grać w grę w tym samym momencie co ty?  Czemu płacze, skoro dostało prezent? Czemu nie chce oglądać tak ciekawych eksponatów w muzeum? Nawet muzeum interaktywnym i ciekawym? Bo jest dzieckiem, bo akurat ma inne plany, bo źle się czuje w nowym miejscu, albo chce zrobić coś po swojemu…

Dziecko, które traktuje kota według swoich standardów oczywiście postępuje niemądrze (choć ewidentnie – słodko). Ale to samo dotyczy dorosłego, który traktuje dziecko według swoich standardów. Tak jak kot nie jest dzieckiem, tak dziecko nie jest dorosłym.

Czasami piękniejsze wspomnienia damy dziecku zakładając mu spodnie z „taniej odzieży” i puszczając wolno po placu za domem, niż ubierając go w koszulę za 100 zł i markowe jeansy i pilnując na każdym kroku, żeby miało coś ekscytującego do zrobienia.

Wyciągaj wnioski

Oczywiście to nie znaczy, że nie możesz planować wspólnych atrakcji dla całej rodziny. Nikt nie zabroni Ci spróbować zarazić własne dziecko miłością do mody, samochodów, gier planszowych czy czegokolwiek. Pamiętaj tylko, że dziecku nie wszystko ma obowiązek się podobać, tylko dlatego, że Tobie się wydaje, że to coś fajnego. Bądź gotowy na to, że coś nie będzie mu odpowiadać. I jeśli faktycznie okaże się, że dziecku Twoja „atrakcja” nie przypadnie do gustu, nie myśl o tym jak o swojej porażce rodzicielskiej. Ani tym bardziej nie myśl o swoim dziecku, że jest rozpieszczone, niewdzięczne i roszczeniowe. Spróbuj pomyśleć o tym, jak o nauce – otóż dowiedziałeś się właśnie czegoś więcej o swoim dziecku, o tym czego nie lubi, albo czego potrzebuje, żeby czerpać z „atrakcji” taką samą radość jak ty (może było głodne, śpiące, może nie podobało mu się, że jest tam aż tyle ludzi, hałas, może wszystko działo się za szybko, albo za wolno).

Wyciągnij wnioski i jeśli w dalszym ciągu masz ochotę – próbuj kolejny raz. Ale jeśli nie masz ochoty – to też dobrze. Wbrew temu co nam wmawiają producenci zabawek, organizatorzy eventów, sale zabaw, akademie dla przedszkolaków itd. – dziecku nie trzeba aż tak wiele „sztucznych” atrakcji. Najczęściej w zupełności wystarcza mu możliwość samodzielnego odkrywania tego co ma wokół i uwaga rodziców, wtedy, kiedy jej akurat potrzebuje.

Jeśli zgadzasz się ze mną, proszę udostępnij ten wpis znajomym lub zostaw mi komentarz. Z resztą jeśli się nie zgadzasz – również możesz udostępnić wpis dalej lub zostawić komentarz, który wskaże mi gdzie się nie zgadzamy. Jestem bardzo ciekawa jak podoba Ci się to „korczakowe” porównanie.

  • Agnieszka

    Korczak to był jednak mądry człowiek był 😉

    • Chyba tak. Do mnie szczerze mówiąc bardzo przemawiają jego przykłady :)

  • Oj jak ja to dobrze znam……Szykuję, kombinuję a słyszę, że jej się to nie podoba, nie ma ochoty, itp, itd :(

    • Dlatego do mnie tak przemawia idea edukacji demokratycznej – jeśli chcesz coś zrobić, to ja ci dziecko pomogę. Ale to ty musisz chcieć – a dopiero potem zaczyna się moja rola:)

  • Skąd ja to znam… ale już znam i jestem przygotowana na wszelkie ataki głodu i nie chce mi się! Szkoda tylko, że inni członkowie rodziny nie mogą tego pojąć :/

    • tak, nie ma to jak ciocie i wujkowie oraz dziadkowie proponujący 150 atrakcji jednocześnie. A potem się dziwią, że dziecko nie chce się w nic bawić;)

  • O nie, to znaczy, że nie będzie chciała być tenisistką i zarabiać na swoich rodziców mnóstwa pieniędzy? 😉 A na poważnie – słyszałam gdzieś kiedyś, że dziecko przejmuje pasje rodziców, bo wyczuwa, że jeśli rodzic jest np. fanem Star Warsów, łatwiej będzie mu dostać zabawkę, która jest z tym związana 😀

    • Nie wiem czy to kwestia samego sposobu na zdobycie kolejnej zabawki, czy może też tego, że interesując się tym, czym interesuje się rodzic, dziecko ma większą szansę na uwagę rodziców i wspólną zabawę? :) Pozdrawiam:)

  • Oj tak, dzieciom jest najlepiej jak się im nie przeszkadza. To co my myślimy, że jest dla nich najlepsze, to nic nie znaczy. My chcieliśmy zabrać dzieciaki do zoo by zobaczyli słonie i żyrafy, a dla nich największą atrakcją były… kosze na śmieci. Nie dogodzisz 😉

    • Dokładnie – kosze na śmieci, zbieranie niedopałków papierosów, gofry… Wszystko ważniejsze niż, to co chcieli osiągnąć rodziece;)

      • elajulia

        Ooo z Zoo też miałam przygodę zabraliśmy córkę i siostrzńca męża – na początko troszke się cieszył, ale póżniej chciał wracać do domu do swojej konsoli gier…

      • elajulia

        Córka natomiast się cieszyła wszystkie zwierzęta jej sie podobały – ale ona po prostu przechodziła fascynacje zwierzętami – miała dwa lata wówczas – ją wogóle wszystko bawi z wszystkiego zadowolona – w przedszkolu Panie mówią, że jak coś robią, to Ona woła – jeszcze, jeszcze raz! — coraz częściej dochodzę do wniosku, że jest idealna, przynajmniej idealniejsza ode mnie

  • EK

    Bardzo podoba mi się porównanie dziecka do kota :) i bardzo podoba mi się ten blog 😉
    Mam dwie kotki i jak się dobrze przyjrzę to ja mój luby także jesteśmy kotami ….
    Najważniejsze aby zdawać sobie z tego sprawę – wtedy w momentach trudnych jest łatwiej.

    Mam nadzieję że moje córki będą tymi kotami zawsze także w dorosłym życiu.
    Choć małe koty dużo psocą – za to dorosłe zawsze wiedzą czego chcą.

    Pozdrawiam autorkę

    • Bardzo dziękuję za miłe słowa w komentarzu:) Faktycznie porównanie do kotów chyba należy rozciągnąć też na dorosłe życie:)

  • lifeandchill

    U mnie dopiero wszystkie te niezadowolenia na horyzoncie. Ale podzielam zdanie, że dziecku trzeba pozwolić poznawać otoczenie i być przy nim bez bombardowania wszystkimi atrakcjami jakie tylko są możliwe.

  • Bo zawsze trzeba pamiętać, że dziecko to zupełnie odrębny byt i może mieć inne zdanie niż my 😉

  • Im bardziej się staramy, tym bardziej jesteśmy ślepi i głusi na potrzeby dziecka. Ja przez długi czas tak robiłam, ale kiedy zauważyłam, że moja córka nie cieszy się z różnych prezentów i niespodzianek, pozwoliłam, żeby sama dokonywała wyborów. Uważam, że to bardzo fajnie buduje u dziecka pewność siebie :)

    • Chyba faktycznie po prostu czasami chcemy za dobrze:)

  • Właśnie dziś rano rozmawialiśmy na ten temat z mężem :) Żaliłam się, że syn ostatnio nic nie chce robić niezależnie od tego, co mu zaproponuję. Gry, książki, zabawki, atrakcje wycieczkowe i co tam jeszcze, a z jego strony lekko skisły entuzjazm. A tymczasem ja jak to dziecko z kotem… Eh za dobrze byśmy chcieli :) Dzięki za ten tekst. Otwiera oczy.

    • Ciesze się, że mogłam rzucić światło na ten problem z trochę innej strony:) Pozdrawiam :)

  • Mirka

    Do tego żeby mieć takie podejście do dziecka trzeba najpierw samemu do tego dorosnąć, zrozumieć. Kilka mocnych klapsów od życia uwolniło mnie od presji bycia cudowna mamą i to mi dało możliwość zauważania potrzeb moich dzieci i właśnie tego, że nie musza realizować jakiś wyidealizowanych wyobrażeń mamusi tylko być po prostu. I tak jest dużo lepiej…. dla każego z nas.