Wzywam o Magna Charta Libertatum, o prawa dziecka. Może ich jest więcej, ja odszukałem trzy zasadnicze:
- Prawo dziecka do śmierci
- Prawo dziecka do dnia dzisiejszego.
- Prawo dziecka, by było tym, czym jest.
Janusz Korczak „Jak kochać dziecko”
Jak widzisz kontynuuję temat Korczaka. Po recenzji książki i cytacie z kotem we wstążeczkach, chciałam się z Tobą podzielić trzema prawami dziecka według tegoż samego pedagoga i lekarza.
1. Prawo dziecka do śmierci
Brzmi masakrycznie, prawda? Dziecko i śmierć, to coś, co w naszej kulturze się nie łączy. Robimy wszystko, żeby nie dopuścić do śmierci. Zabezpieczamy co tylko się da, tłumaczymy, krzyczymy, zabraniamy. Każdy ruch dziecka widzimy jako potencjalne zagrożenie. Bawi się koralikiem? Na pewno włoży do ust i się zakrztusi. Wchodzi na stołek? Na pewno spadnie – złamie nogę, albo głowę rozbije. Zaczyna biec – to samo – już oczami wyobraźni widzimy jak uderza małą główką w kant stołu. Próbuje dotknąć świeczki – w naszej wyobraźni to już poparzenie trzeciego stopnia. Chce wejść na drabinkę – na pewno spadnie. Chce pokroić ziemniaki – na pewno utnie palec. Młotka nie dasz, bo przecież zaraz się stuknie. Do piasku nie, bo zje, a ja zje, to na pewno robaki, ból brzucha, albo inny tężec. Do sali zabaw nie – bo zarazki.
Nie biegaj! Nie skacz! Tego nie rób! Tego nie dotykaj! Tego nie jedz. Tam nie idź.
Ufff. Dziecko uchronione. Tylko czy aby przypadkiem całkowicie zabierając to niebezpieczeństwo śmierci, nie zabieramy jednocześnie możliwości normalnego życia?
Czytaj też: 4 powody, dla których dzieci powinny ryzykować.
2. Prawo dziecka do dnia dzisiejszego
Pisałam już kiedyś o tym, czym jest działanie celowe i sensowne. Co prawda w trochę innym kontekście, ale ta sama zasada odnosi się do wychowania. Działanie celowe ukierunkowane jest na przyszłość. To co robisz dzisiaj, ma Ci przynieść korzyści w przyszłości, dzięki dzisiejszej ciężkiej pracy – za tydzień, miesiąc czy rok osiągniesz swój cel. Niby super, tylko niestety czasami w tym pędzie za przyszłymi sukcesami i celami, zapominamy o tym, że dzisiaj też jest dzień. W dodatku jest to dzień Twojego życia, nie będzie Ci go dane przeżyć po raz drugi. Dla kontrastu, działanie sensowne według tej zasady, to takie którego celem jest zaspokojenie teraźniejszych potrzeb. Chcę poczytać książkę – czytam. Chcę popracować w ogródku – pracuję. Chcę pobawić się z dziećmi – bawię się.
Zapewne oba te podejścia mają w sobie coś dobrego. Problem, moim zdaniem, polega na tym, że obecnie rodzicom wmawia się, że dla dobra dziecka, wszystko powinni zbadać jak najwcześniej, wszystko powinni zacząć jak najwcześniej, wszystkiego powinni dopilnować od samego początku. Nie zaczniesz prostować krzywych zębów jak tylko wyjdą – Twoje dziecko będzie musiało mieć krzywe do końca życia, a to utrudni mu wszystko do tego stopnia, że Cię znienawidzi. Nie nauczysz czytać czterolatka? Nie poradzi sobie w szkole, będzie do tyłu za kolegami, będzie się czuł gorszy, przestanie się uczyć, skończy pijąc wino w bramie. Nie nauczysz pięciolatka liczyć do nieskończoności, dodawać, odejmować, mnożyć, dzielić, podnosić do kwadratu i rozwiązywać zadań z przynajmniej jedną niewiadomą – skazujesz go na życie nieudacznika. Nie będzie wystarczająco dużo malować, lepić z plasteliny, wycinać, poprawiać po śladzie – będzie miał słabą małą motorykę, co drastycznie zaważy na jego przyszłości. Co? Twój pięciolatek nie mówi jeszcze po angielsku? Musisz to jak najszybciej nadrobić! Koniecznie basen, albo karate – żeby utrwalać już w dzieciństwie przeświadczenie, że ruch jest ważny. I tak dalej. I tak dalej.
I tak zmuszamy dzieci, prośbą, groźbą, podstępem – do robienia kolejnych i kolejnych rzeczy, których nie chcą robić. Zmuszamy – bo to dla jego dobra. Im wcześniej tym lepiej. Jeszcze mi podziękujesz w przyszłości. Na zabawę przyjdzie czas. Będziesz dorosły – będziesz robił, co zechcesz. To że nie będziesz już za bardzo wiedział co chcesz robić, kim tak naprawdę jesteś i co cię interesuje, jest bez znaczenia, bo przecież odniosłeś cel. Ciesz się!
Tak niestety wygląda obecnie życie wielu dzieci, nie tylko tych najmłodszych. Może warto czasami zastanowić się ile nasze dzieci muszą zrobić, dla przyszłości, której często nie rozumieją, albo nie czują. A ile tak naprawdę czasu zostaje im na zajmowanie się teraźniejszością, jej problemami, zainteresowaniami, przyjemnościami?
Chcemy, żeby nasze dziecko miało w życiu jak najlepiej – ale myślimy o tym dorosłym życiu, tak jakby to, które akurat jest nie było wystarczająco wartościowe. A tymczasem jest – okres dzieciństwa to też życie. Tak jak dorosły, tak i dziecko, przeżywa radości, smutki, sukcesy i porażki. Czemu te dorosłe mają być ważniejsze? Czy w ten sposób nie pozbawiamy naszego dziecka kilkunastu lat życia? Bo jeśli dobre życie zacząć się może dopiero w dorosłości, to czym jest czas przed?
3. Prawo dziecka, by było tym, czym jest
Ten punkt łączy się trochę z poprzednim. „Nie ma dzieci, są ludzie” jak mówił Korczak. Już niemowlak ma swoje priorytety, zainteresowania. Rozwija się w swoim tempie, na własnych zasadach.
Nauka pokazała nam jednak, że wszystko można poprawić, ulepszyć, zmienić. Trzeba tylko odpowiednio do tego podejść i odpowiednio długo i mocno pracować. Staramy się więc, żeby nasze dziecko było w przyszłości kimś. Zmieniamy, udoskonalamy… Robimy ćwiczenia, podajemy leki, zmuszamy do wysiłku, często ponad siły. Czy to sprawiedliwe?
Czy naprawdę wszyscy muszą mówić w trzech językach, skończyć studia i pracować w biurze? Czy wszyscy muszą mieć idealną figurę, proste zęby, piękną wymowę, równie dobrze poruszać się po świecie wirtualnym, odnajdywać w towarzystwie, odgrywać rolę w przedstawieniu, czytać te same książki, grać na instrumencie…
Ile dzieci żyje w przekonaniu że do niczego się nie nadają, bo nie radzą sobie w szkole, tak jak powinny? Ile dzieci zmuszanych jest do dodatkowych lekcji, które nie dają nic ponad to, że dziecko przestaje wierzyć w swoje możliwości.
Oczywiście większość z nas powie, że żadna praca nie hańbi. Tylko że moje dziecko przecież nie może być sprzedawcą w kiosku, albo nie daj boże sprzątaczką. W dzisiejszych czasach każdy musi być ambitny. Nawet dzieci. Niezależnie od tego czy chcą, czy nie.
A naprawdę nie każdy nadaje się na naukowca, biznesmena, gwiazdę telewizji. Pozwólmy dzieciom być, tym czym są. Postarajmy się dostrzec to czym są. Nie stwarzajmy w swoich głowach własnych planów i wyobrażeń, na temat tego jak powinno wyglądać ich życie. To, że ktoś będzie lekarzem, nie daje gwarancji na to, że będzie szczęśliwy.
Późniejszy dopisek Korczaka zawiera jeszcze czwarte prawo, które jest niejako oczywiste i chyba nie wymaga tłumaczenia:
Nie skrystalizowało się we mnie i nie potwierdziło jeszcze rozumienie, że pierwszym, niespornym jest prawo dziecka do wypowiadania własnych myśli, czynnego udziału w naszych o nim rozważaniach i wyrokach. Gdy dorośniemy do szacunku i ufności, gdy samo zaufa i powie, co jest jego prawem – mniej będzie zagadek i błędów.
A na zakończenie, jeszcze takie podsumowanie. Historia wiejskiego Jędrka. Z tej samej książki
Jędrek wiejski. Już chodzi. Trzyma się futryny drzwi i ostrożnie przełazi z izby przez próg do sieni. Z sieni, po dwóch stopniach z kamieni pełznie na czworakach. Przed chałupą spotkał kota: spojrzeli na siebie i rozeszli się. Potknął się o grudkę, przystanął, patrzy. Znalazł patyk, siada, grzebie w piasku. Leży łupina kartofla, bierze do ust, piasek w ustach, skrzywił się, pluje, rzuca. Znów na nogach, biegnie naprzeciw psa; pies brutal przewrócił go. Skrzywił się do płaczu, nie; coś sobie przypomniał, ciągnie miotłę. Matka idzie po wodę; chwycił za kieckę i już pewniej biegnie. Grupa starszych dzieci, mają wózek, patrzy: odpędzili go, stanął na stronie, patrzy. Dwa koguty się biją. Posadzili go na wózek, wiozą, wywrócili. Matka woła. To pierwsze pół z szesnastu godzin dnia.
Nikt nie mówi, że jest dzieckiem, sam czuje, co ponad siły. Nikt nie mówi, że kot drapie, że ze schodów nie umie schodzić. Nikt nie zakreśla stosunku do starszych dzieci… (…) Myli się, błądzi często; więc guz, więc duży guz, więc blizna.
Ależ nie: nie chcę nadmiaru opieki zmieniać na jej brak. Wskazuję tylko, że roczniak wiejski już żyje, gdy u nas dojrzały młodzieniec dopiero żyć będzie. Na miły Bóg – kiedy?
Dajesz swojemu dziecku takie prawa? Czy jednak myślisz, że świat poszedł do przodu, nie ma co wracać do wytycznych z przeszłości – niezależnie od tego jaki autorytet je podpiera? Chętnie dowiem się co masz do powiedzenia w tej sprawie. I oczywiście, jak zawsze, będę bardzo wdzięczna za udostępnienie artykułu dalej.