Kolejny komunikat wychowawczy ochoczo wykorzystywany przez rodziców i otoczenie. Dziecko rozleje, popsuje, rozsypie…A my od razu „No i co zrobiłeś! Odsuń się! Zostaw to!”
Normalna reakcja, nie?
To czemu się czepiam?
Ano dlatego, że w końcu to normalne, że jak się coś robi, to prędzej czy później popełni się błąd. Prawda? A takie „Odsuń się! Zostaw!” daje wyraźnie dziecku do zrozumienia, że jeśli popełni jakiś błąd, to już koniec. Nic się nie da zrobić. Może pomóc tylko rodzic. A rodzic się denerwuje… Więc może lepiej, udawać, że to nie ja? Skoro i tak nic nie mogę zrobić…
Już nie mówiąc o tym, że pomagamy w ten sposób wykreować dorosłego człowieka, który musi ciągle uważać na to, żeby nie popełnić błędu. Bo przecież, to straszne jeśli popełni się jakiś błąd… A takie życie w ciągłym lęku, to jednak duży stres. Szczególnie, że nie sposób zawsze być idealnym. Więc może lepiej uczyć się jak naprawiać błędy, uczyć się na nich, wyciągać wnioski..?
Okazja do nauki
Czy nie lepiej byłoby w takiej sytuacji po prostu pokazać dziecku co może zrobić, żeby naprawić swój błąd? Zależnie od wieku, powiedzieć, żeby przyniosło szczotkę, to mama pozamiata, albo, żeby samo pozamiatało, pościerało, pozbierało…
Oczywiście nie mówię, że dwuletnie dziecko ma zbierać kawałki rozbitej szklanej butelki, ale może przecież pomóc poodkurzać, albo chociaż przynieść mamie czy tacie szczotkę i szufelkę.
Wiadomo, że są rzeczy których naprawić się nie da. Ale tak naprawdę, jeśli dziecko zaleje nam laptopa czy pobije drogocenny wazonik, to czy przypadkiem, nie jest to nasza wina, jako dorosłych? To my wiemy, co się stanie z laptopem zalanym przez wodę, to my wiemy, że trzy czy czterolatek nie zawsze jest w stanie panować nad swoimi ruchami. To my powinniśmy tak zabezpieczyć nasze cenne rzeczy, żeby dzieci nie mogły ich zniszczyć.
A jeśli dziecko rozleje nam coś na dywan, to zazwyczaj jest po prostu szansa na pokazanie mu co się robi w takich sytuacjach i na budowanie w nim pewności siebie i wiary we własne możliwości. A nie jakaś życiowa tragedia.