Macierzyństwo może mieć całkiem nieoczekiwane konsekwencje. Na przykład ja. Odkąd pamiętam nie lubiłam wszelkiego robactw, a pająków szczególnie. Chodzenie po lesie zawsze kojarzyło mi się właśnie z mrówkami, które czyhały na mnie na każdym kroku i pajęczynami, które owijały mi się niespodziewanie wokół twarzy. Nieszczególnie za tym przepadałam.
Rodzice wywozili mnie czasem do lasu. A to na grzyby, a to na jagody, ale szczerze mówiąc, nigdy nie było to moje ulubione zajęcie. Właśnie ze względu na robale.
Nie jest to może jakaś straszna trauma i fobia, ale sporo mnie takie wystawianie się na robale kosztowało. Też nie jest tak, że ja się tych robali jakoś szczególnie boję. Ja po prostu nie mam ochoty z nimi przebywać. Jakbym to miała wytłumaczyć bardziej obrazowo, to jest tak trochę jak z kupą. Dajmy na to, taką w lesie, jak już jesteśmy w tym temacie. Ja się nie boję, że ta kupa mi coś zrobi, a mimo wszystko ręki w nią nie włożę. I będę uważać, żeby w nią nie wleźć.
I taki sam stosunek mam do robali. Ale…
Rodzicielstwo zmienia ludzi
Ale już jakiś czas temu, uświadomiłam sobie, że Klusek trochę mnie kopiuje w tym moim nastawieniu. Panikował na widok pajęczyny, zaczął zabijać biedronki…
Co było robić? Jedyna opcja to pokazać Kluskowi piękny i bogaty świat robali. Tylko jak, skoro moim pierwotnym odruchem jest raczej przywalenie pająkowi kapciem, a nie zachwycanie się nad jego ośmioma obrzydliwymi nóżkami? Ale jak mus to mus.
Metamorfoza
Zaczęłam więc powoli. Najpierw przestałam zabijać wszelkie napotkane pająki, jeśli w okolicy był Klusek. Potem okazało się, że nawet jak nie było Kluska, to tych małych pajączków, to już mi się zabijać nie chciało. Zaczęłam też pokazywać Kluskowi różne napotkane robale, chociaż jeszcze póki co staram się ich nie dotykać. Ale kto wie, może kiedyś…
No i ostatnio wybraliśmy się z Kluskiem, Michą i Babą Jagą do lasu. I wiecie co? Mrówki już mi nie przeszkadzają, ani jedna pajęczyna nie wylądowała na mojej twarzy… Teraz bardziej niż pająków, boję się kleszczy, no ale to już chyba przynajmniej jest trochę bardziej racjonalne.
Nazbieraliśmy za to trochę grzybów, obejrzeliśmy las liściasty, iglasty, naturalny i posadzony przez człowieka, sprawdziliśmy co może kryć się w ściółce, porozmawialiśmy o grzybach… Wszystko pod nadzorem babci, bo ja na grzybach, to tak raczej kiepsko się znam.
I dzisiaj, jak mijaliśmy przedszkole, to Klusek stwierdził, że na oknie narysowany jest muchomor. A do tej pory mówił, że to „grzybek”.
Ktoś się zna? Muchomor li to? |
Droga powrotna wiodła przez tory i akurat jechał pociąg. |
Nasze zbiory. Na sosik |